Miałem dzisiaj przykry dzień. Pogrzeb w rodzinie, nawet dalszej nigdy nie jest przyjemnością ale okolicznością skłaniającą do refleksji już być może. Coraz gorzej w miarę upływu lat znoszę takie okazje, emocjonalnie coraz trudniej jest mi im podołać i refleksje nimi wywołane nie zawsze są z tych optymistycznie nastrajających. Nie o mnie mi chodzi ale rodzice już mi się bardzo starzeją i zaczynam się obawiać, czy sprostam emocjonalnie gdy odejdą.
Ale dzisiejszy pogrzeb nie był tym jedynym wydarzeniem, które skłoniło mnie do napisania tego posta.
Rano, będąc w kawie niespodziewanie byłem przejętym obserwatorem sceny, która wraz z pogrzebem i tym co gadał na nim "sługa boży", stworzyła mentalną pętlę.
Zacznijmy jednak od końca, czyli od pogrzebu.
Najpierw parę słów wyjaśnienia. Nie należę do osób wierzących i bezgranicznie ufających w mądrość kościoła a tym bardziej sług jego. Za dużo na świecie tych bogów, kościołów i ich sług a do tego czynów, zakazów, nakazów i krzywdy wiarą uzasadnianych, żebym z moim krytycznym podejściem dawał temu wiarę. Rozkład normalny (czy krzywa Gausa) może obrazować rozkład mądrych ludzi jednakowo wśród księży i w innych zawodach, w których powinno się przynajmniej z założenia używać mózgu, empatii i świadomego człowieczeństwa.
Do tego jestem grzesznikiem zatwardziałym, który stara się sam dokonywać swoich wyborów i przyjmować na siebie ich konsekwencje. Sam staram się oceniać wagę moralną moich czynów i nie potrzeba mi do tego dowolnego sługi z Szefem, z lobby firm zajmujących się wiarą.
Tak, że m.in. na pogrzebach nie spijam z ust księdza słów prawdy szukając w nich pociechy, wytłumaczenia i objaśnienia porządku rzeczy. Raczej częściej zamiast mądrych i skromnych słów słyszę mniej lub bardziej zaowalowaną agitkę firmową.
A gdy ksiądz w trakcie agitki, podsumowuje życie zmarłego słowami "ból, konanie i ekstaza zbawienia", to mi się scyzor w kieszeni otwiera. Z góry zakłada, że życie zmarłej osoby przepojone było bólem, łzami, nieszczęściem, że nie było w nim niczego wartego pobytu na tym świecie w porównaniu do tego, co czeka ją po drugiej stronie lustra. Ekstaza zbawienia!
I wziąć należy pod uwagę, że nie mówi do zmarłej osoby ale do żywych, którzy przyszli do kościoła. Rodzina i zawsze prawie więcej starszych niż młodszych osób.
Patrzyłem dziś na tych staruszów w ławkach kościoła, którzy w rytm narzucony przez rytuał raz to klękali, raz stawali to znowu siadali na chwilę. Często ledwo już mieli siły klęknąć ale rytuał celebrowany z namaszczeniem nie dawał im chwili wytchnienia. Jak oni odbierali te groźne słowa?
Zadano im ból, werbalnie i czynnie, oceniono ich wszystkie człowiecze starania jednym słowem - konanie i dopiero w komunii doznali ekstazy zbawienia. Prawie wszyscy starsi przystąpili do komunii. Bardzo pragnęli rozgrzeszenia i zbawienia. Boją się. Co będzie? Czy wystarczy wyznanie win, nie ważne czy rzeczywistych czy urojonych? Nie szukają już prawie wcale wiary w siebie w sobie samych, w dobro swoich wyborów, nie myślą, że prawie nigdy nie mieli złych intencji. Z założenia ich życie wg. słów które usłyszeli to był ból isnienia i męka konania. Teraz już chcą tylko ekstazy zbawienia za wszelką cenę, nawet za cenę przyznania się do win i błędów nigdy nie popełnionych. Dożywają swoich dni na granicy poczucia nieszczęścia i niespełnienia.
A tym czasem ból, konanie i ekstazę przeżywamy codziennie. Ileż rzeczy i zdarzeń, niezależnie od naszego wieku da się ująć w te 3 słowa, do tego nie raniąc nikogo. Można wiele wymienić, ale opiszę to jedno, które dziś obserwowałem bezpośrednio przed pogrzebem.
Wracam do porannej obserwowanej sceny.
Wózek z kawą to dobre miejsce dla kogoś, kto lubi ludzi, chętnie z nimi obcuje ale i obserwuje wnikliwie, uczy się od nich lub przeżywa z nimi. Lepszy niż kawiarnia zamknięta w ścianach pomieszczenia. Z wózka widzi się niezły kawał placu i ulicy.
I ludzi. Raz na jakiś czas trafiają się ludzie, którzy w jakiś magiczny sposób wyróżniają się z tłumu. Szczególna ekspresja, mowa ciała, wyraz twarzy, spojrzenie, uśmiech. Nie słyszymy żadnych słów. Widzimy tylko przekaz niewerbalny.
Dziś była to dziewczyna. Bardzo żałowałem, że nie wziąłem aparatu a z drugiej strony autentyzm jej przeżyć i sposób ich uzewnętrznienia chyba odebrałyby mi prawo skierowania w jej stronę aparatu.
Ładna, młoda, śmiało ubrana, twarz szczupła, włosy dość jasne, do ramion, kręcone prawie na "mokrą włoszkę". Z jednej strony zaczesane za ucho, z drugiej spadały na połowę twarzy. Lekka bluzeczka śmiało wydekoltowana, odkryty brzuch z wisiorkiem w pępku i długa leciutka spódniczka do klapek na bosych stopach.
Uwagę przyciągał jej niezwykły niepokój, niespokojne kroki, pochylone ramiona, smutna, napięta twarz, oczy pełne smutku. Ręce niemal załamane, zaciśnięte kurczowo. Chodziła nerwowo w pewnej od nas odległości, rozglądała się po całej okolicy, wyraźnie kogoś oczekując i przeżywając to z bólem i niepokojem. W pewnym momencie przysiadła bokiem na niewysokim murku. Wszystko grało, opuszczona twarz, spadające włosy, rozchylony wcięty dekolt odsłaniający część bladej piersi, ramiona splecione kurczowo na brzuchu, nogi kolanami podciągnięte wysoko. To było jedno niesamowite ujęcie i zrobiłem tylko jeden mentalshoot. Ta dziewczyna konała z niepokoju i oczekiwania. Ból widoczny był w każdym jej ruchu, spojrzeniu i pozie.
Spieszyłem się ale czekałem. Czekałem na to czy ona się doczeka spotkania czy tam umrze osamotniona. Doczekała się. Fala emocji jaka płynęła przez jej ciało to był koncert. Nie panowała wcale nad mową ciała. Radość, ulga, szczęście...mało nie podcięły jej nóg. Zbladła i nagle odzyskała kolory. Z każdą chwilą się coraz bardziej rozluźniała, pojawił się uśmiech, ramiona się wyprostowały, ręce odzyskały swobodę ruchów. Głowa się cofnęła, wyprostowała i lekko zaróżowiona twarz z łagodnym uśmiechem odzyskała harmonijny wyraz. Czoło wyżej, broda do poziomu, wzrok spokojny. Wyraz szczęścia. Ekstaza zbawienia!
A facet, który przyszedł na to spotkanie wszystko przegapił. Nie zauważył nic z tego co z nią się działo, nawet jej nie pocałował. Może jeszcze nie byli tak daleko, choć ona nawet może nieświadomie już była dużo dalej niż on nawet mógł pomyśleć.
10 minut w bólu, konaniu i ekstazie zbawienia :D
I jak pięknie i to z wyprzedzeniem zadany kłam słowom klechy na pogrzebie.
W szermierce to się nazywa "wyprzedzenie w dobrym czasie". Punkt zdobyty przez atak wyprzedzający o ułamek, o włos akcję przeciwnika. Klecha też dziś nie zdążył. Nie przekonał mnie o marności tego świata i zgryzocie naszego tutaj bytu. Dziewczyna wyprzedziła go w dobrym czasie.
20 komentarzy:
Masz rację to co ten ksiądz powiedział było głupie. Zakładam, że jemu wydało się adekwatne powiedzieć w formie pocieszenia, że zmarły trafił "do lepszego świata". Z drugiej strony powiedział nieprawdę na temat życia, więc wyszło nieprzekonująco.
Pozdrawiam życząc jak najwęcej ekstatycznych przeżyć.
Ależ wierzący są właśnie przekonani, że żyją na "łez padole", a "kraina wiecznej szczęśliwości" czeka na nich po śmierci.
A dziewczyna musi się nauczyć spóźniać. I tyle!
Zonk!
Czy świat to tylko wyznawcy jedynej słusznej religii?
Czy na pogrzeby przychodzą tylko jej wyznawcy?
No i się nóż otwiera w mojej kieszeni, kiedy czytam takie słowa. Wysłała bym księdza na lekcję eschatologii do mojego Promotora. I na powtórkę z rozrywki z dogmatyki katolickiej.Bo się ksiądz nie nauczył na studiach i bredzi z ambony. Świat to tygiel a Bóg jest (Bogu dzięki) uber alles. Tylko (nie klnę więc nie powiem co mam na końcu języka), potem przychodzą do mnie ludzie żaląc się i prosząc o radę. Do takiego kościoła jak ten w notce- ja też mam awersję. pozdrawiam i informuję ,że się właśnie spóźniłam do pracy.- e.
Dotty księdzu się nie może wydawać ksiądz ma wiedzieć. To co on powiedział jest bulwersujące.A potem się dziwią katolicy, że kościoły są puste.
ps.Greg- nie miałam głowy, żeby do Ciebie zajrzeć wczoraj,jak wrócę do domu przeczytam jeszcze raz ten wpis. I pozwolę sobie go skopiować i wysłać komuś mailem. Dla mnie te n ksiądz to obciach dwunożny i tyle.
No to ten zmarły nie trafił do lepszego świata?
Moja wiara legła w gruzach.
U. przecież ta notka nie o tym :D
Mój ostatni komentarz powstał pod wpływem lektury wypowiedzi Dotty i Emili.
Ja nie bardzo rozumiem, dlaczego czepiacie się tego księdza.
I dodam jeszcze, że obserwując swoją Mamę, która od ośmiu lat wyłącznie leży i nie może poruszyć ni ręką, ni nogą, to jestem przekonana, że dla Niej w tych słowach "Ból, konanie i ekstaza zbawienia" kryje się wyłącznie nadzieja.
Może więc dlatego nic mnie tu nie oburza.
Konfliktowa-> "ból i konanie i ekstaza zbawienie" nie dla każdego jest tekstem nadziejorodnym.
Pachnie mi to frazesem. Życie to nie jest tylko ból i konanie.
Może czasem warto powiedzieć coś, co schorowanym ludziom da więcej siły i nadziei? Bo to zabrzmiało tak, jakby Bóg dał człowiekowi życie po to żeby miał tylko ból i konanie w przedsionku ekstazy zbawienia. A żyje się po to tylko żeby mieć ekstazę zbawienia. Otóż ja uważam, że żyje się nie tylko po to.
A zmarły trafił do lepszego świata,ale jak ten świat wygląda nikt nie wie. Sercem chrześcijaństwa jest ZMARTWYCHWSTANIE. Poza tym tak na marginesie- ostanio miałam rozmowę z pewnym księdzem na ten temat. I powiedziałam, że mówienie o tym, że cierpienie jest normalne zasłaniając się męką i śmercią Chrystusa jest dziwne. Wielki Tydzień trwał tydzień, a Jezus żył lat 33. Życie jest prezentem a nie karą od Boga i nie trzeba się umartwiać i tyle. Trzeba czerpać z życia radość.
Kiedyś na pogrzebie usłyszałam, że śmierć jest skandalem egzystencjalnym. Wyrwą. Rozstaniem. I teraz zmarly trafił do lepszego świata, ale co z tymi co zostają? Oni mają czerpać radość z życia i zachować zmarłego w sercu. A radość życia można czerpać także w zjednoczeniu z Chrystusem.Żałoba trwa tylko chwilę, życie bez łez też jest ciężkie, ale warto mieć nadzieję i dostrzegać w nim radość. I to był dla mnie tekst dający nadzieję.
Dla mnie te słowa niosą jednak nadzieję, zwłaszcza wtedy, gdy spotyka mnie ból.
Tkwi w nich mimo wszystko pewne pocieszenie.
Bo skoro jestem tu przez chwilę, to myśl o "krainie wiecznej szczęśliwości" pozwala mi te trudne chwile przetrwać.
Nie na darmo wszak powtarzam sobie, że "najlepsze dopiero przed nami" .
Ja mam jeszcze inaczej, bo nie zakładam, że po śmierci cokolwiek lepszego lub gorszego jest. Jak mi jest źle to przypominam sobie, że dawne problemy wyblakły i z tym aktualnym będzie tak samo. Żyję nadzieją, że jeszcze będzie mi dane się uśmiechnąć (w żywym życiu :P).
Ale rozumiem, że niektórzy mogą mieć podobne nadziee związane z egzystencją po śmierci.
Myślę, że każdy z nas mówi o czymś innym, bo choć bazujemy na jednym wydarzeniu i kilku słowach, to postrzegamy to odmiennie i różnice w postrzeganiu nie są małe.
Aby to zrozumieć można odwołać się do nowo wydanej książki Paradoks czasu - Philip G. Zimbardo, John Boyd. Trochę już do niej się odwoływałem się u Emili w utarczce słownej z "niby trollem" ;). Jeszcze jej nie czytałem ale słuchałem w radio b. długiej rozmowy z autorem i informacje przez niego podane są rewelacyjne. Facet ma ogromne doświadczenie (dla przypomnienia doświadczenie Bostońskie - to jego dzieło - studenci podzieleni na dwie grupy więźniów i strażników z fikcyjnym aplikowaniem elektrowstrząsów).
W swojej nowej książce prezentuje pogląd wypracowany w badaniach i obserwacjach, że ludzie różnią się wg sposobu postrzegania czasu. Wyróżnia 6 modelowych postaw, przy czym każdy z nas jest oczywiście mieszanką tych idealnych modeli. Troszkę można się sprawdzić tutaj http://www.thetimeparadox.com/surveys/
6 postaw opartych na naszym postrzeganiu czasu to (kurcze nie wiem jakiej terminologi użyli w polskiej wersji) past positive, past negative, present hedonism, present fatalism, future i transcendental future.
I jest oczywiste, że ktoś z dominantą na na transcendentalną przyszłość nie będzie się oglądał na życie doczesne ani nie zrozumie osoby dla której życie doczesne to jedyne jakie sobie wyobraża. Do tego np. postawa teraźniejsza hedonistyczna w ogóle wyklucza jakąkolwiek myśl w kategoriach przyszłości, planowania, czy życia pośmiertnego to już absolutnie.
Autor w radiowej rozmowie podawał kilka dobrych przykładów, z których zapamiętałem dwa.
Próbowano tworzyć modele psychologiczne terrorystów a szczególnie ter. samobójców. Standardowa psychologia nie radziła sobie z tym, bo nie mogli wyłapać powtarzających się cech wspólnych charakterologicznych, osobowościowych, kulturowych czy innych. Dopiero sposób postrzegania czasu dał niezły klucz. Podobno to są często ludzie z mieszanką past negative z future transcendental. To wiele wyjaśnia. Ktoś kto uważa, że wszystko co do tej pory się przytrafiło jemu i ludzkości jest do dupy i jedyna nadzieja na jakikolwiek pozytyw jest w przyszłości ale tej pośmiertnej, nie będzie cenił własnego życia ani życia innych ludzi tu i teraz tylko spełni się w tragicznym czynie myśląc, że sobie i swoim ofiarom funduje przyspieszone dobro, które nastąpi dopiero po śmierci. I wcale nie kłóci się to z jakąkolwiek wiarą.
Drugi dobry przykład to programy pisane w celu aktywizacji bezrobotnych, wykolejonych czy więźniów, którzy odzyskali wolność. Ponoć znaczny adsetek tych ludzi to mieszanka past negative z presend hedonism. Oni maślą o przeszłości jak najgorzej i żyją chwilą obecną (nawet nie dniem dzisiejszym). Nie mają żadnej perspektywy czasowej nastawionej na przyszłość i nie przejmują się nią. A programy dla nich przygotowują zwykle osoby future oriented. Tyle, że argumenty, zachęty itd. przez nich postrzegane jako wartości, są niczym dla osób present hedonistic.
-
Tak i w opisanym przeze mnie zdarzeniu na pogrzebie. Ksiądz ze swoim postrzeganiem czasu gada do ludzi, które postrzegają czas inaczej i z tragicznej pomyłki pojęć i postrzegania rzeczywistości rodzą się nieporozumienia, niezrozumienia, urazy, obrazy czy niemądre i nieodpowiednie słowa.
Polska książka to np tu http://ksiegarnia.pwn.pl/7480_pozycja.html
Dobre wytłumaczenie. Ale jakoś nie wierzę, że ksiądz był, aż tak zafiksowany na transcendentalnej przyszłości. Raczej wydawało mu się, że uczestnicy pogrzebu są bliscy ideału terrorysty samobójcy. ;)
To ja jestem past supported transcendental hedonistic type ;)
Teraz juz wiem dlaczego Twoje zdjecia maja to cos. Nie bez przyczyny znawcy aparatow fotograficznych wskazuja na mozg jako jego najwazniejsza czesc.
Abi, aaaale o co chooodzi? :D
Dzięks.
Kupiłem dziś tą książkę (wydawnictwo PWN) za całe 42 zł.
Zdążyłem przy kawie przeczytać spis treści i powalił mnie na kolana. Mega! Ciekawe czy będzie się dobrze czytać bo co do zawartości to nie mam wątpliwości, że spojrzę po niej na świat, ludzi i siebie nowymi oczyma.
Opis dziewczyny i jej stanu emocjonalnego mnie powalił - MISTRZU
Jolazik
@Jolazik
witam w skromnych progach i dziękuję za pochwałę. :DDD
podoba mi się ten opis. bravo.
Prześlij komentarz