wtorek, 3 listopada 2009

Wrota piekieł - Srebrniki 12


Znowu zadziwiająco nazwa ulicy pasuje do wybranego tematu - Srebrniki 12, najpiękniejszy Gdański cmentarz.
Równie zadziwiająca jest natura ludzi objawiająca się w ich świętowaniu.
Mamy świeżo za sobą Wszystkich świętych i Dzień Zaduszny. Zaskakujące jest, że przy tych świętach mało kto jęczy, że nie cierpi świąt. Prują na te cmentarze, pucują kamienie!
Czego tam szukają? Ludzi? To martwa strefa, często piękna jak park, urokliwie udekorowana kwieciem, rozświetlona świecami. Ale żywych tu nie ma.
Tu się przychodzi do zmarłych. Odświeżyć pamięć, zagłębić się w refleksji nad życiem i śmiercią i pewnie też... nad starymi relacjami, straconymi szansami, zmarnowaną bliskością? Nawet jeśli tak, to już jest, że tak powiem, po zawodach.
Ludzie żywi są gdzie indziej ale refleksje z cmentarzy rzadko skutkują zmianą stosunku do pozostałych ludziom, żywych i przynajmniej z definicji bliskich. Nadal to samo "w domu i w zagrodzie". Niesnaski, pretensje, zawiści, oczekiwania... Bez zmian. Ile straconych szans bycia z żywymi, za to godzin poświęconych pucowaniu płyt tym, którzy już mają to "głęboko w poważaniu", bo już nie żyją.
A zaraz potem przyjdą święta rodzinne Bożego Narodzenia i poniesie się ten piekielny lament tych co to świąt nie cierpią. Bo te święta dla odmiany trzeba spędzić z żywymi i to nie jest łatwe po miesiącach niezgody i pretensji. Bo trzeba...kupić, zrobić, ugotować, ...sobie nawzajem pomóc...być miłym, życzyć szczerze... okazać a nie tylko deklarować bliskość. Trzeba znaleźć w sobie dawno zagubioną miłość bliźniego (żywego), akceptację, tolerancję ...i gotowość na to, że żywi w przeciwieństwie do zmarłych mogą zareagować na to co "dla nich się robi".
Cmentarna brama pod koniec października to wrota piekieł dla ludzkich grzeszników, którzy pucując płyty próbują się wykupić z męki piekielnej. Za srebrniki.
Pewnie, że dla wielu tak nie jest, ale każdy z nas zna takich, których motywacja w relacji ze zmarłymi, pod wpływem relacji w przeszłości gdy byli żywi, nie odbiega od modelu opisanego powyżej. Zbyt wielu.
Wrota piekieł.

7 komentarzy:

ub.g pisze...

Widzę, że dziś na moich ulubionych blogach same poważne tematy.
Na głębszą refleksję nie mam dziś jakoś siły, zatem tylko anegdotka tak a propos Twego stwierdzenia:
"Prują na te cmentarze, pucują kamienie!"
Ojciec mój często powtarzał, że wielu klientów to mawiało do niego tak: Panie, ten grób obok to mojego sąsiada. Niech pan ten mój zrobi choć o 10 cm wyższy i szerszy!

Anonimowy pisze...

"Ile straconych szans bycia z żywymi, za to godzin poświęconych pucowaniu płyt tym, którzy już mają to "głęboko w poważaniu", bo już nie żyją.
A zaraz potem przyjdą święta rodzinne Bożego Narodzenia i poniesie się ten piekielny lament tych co to świąt nie cierpią. Bo te święta dla odmiany trzeba spędzić z żywymi i to nie jest łatwe po miesiącach niezgody i pretensji."

Oczywiście się zgadzam.
Z żywymi trzeba przeżyć...do umarłych można po prostu monologować.

abnegat.ltd pisze...

Hohoho and the bottle of rum :D

to nasze ponuractwo jakies takie wymusxone jest. Wole powspominac dobre chwile, posluchac dykteryjek o umarlych, zapalic swieczke, usmiechnac sie i tyle. Umrzemy wszyscy.

Maria pisze...

Nie przychodzi Ci do głowy, że różne mogą być przyczyny pucowania płyt?
Może to być wyrzut sumienia, że nie dałem/am rady Ci pomóc, że ja żyję Ty nie?
Nie spełniłam oczekiwań?
Albo
Wynagrodzenie za coś.
Jak ktoś ma bardzo głęboki uraz to w ogóle nie zagląda na grób tej osoby.
Tak mi się wydaje.
To, że przychodzi i pucuje znaczy coś innego :)
Przecież to takie piękne: pamiętać o kimś. Nawet jak w życiu były konflikty.
Kocham chińskie mądrości, a oni mówią, że żywym będzie powodziło się tym lepiej im bardziej będą kultywować pamięć bliskich zmarłych.
Nawet miejsce pochówku ma wielkie znaczenie.

thalie pisze...

a ja lubię Święto Zmarłych, nie ze względu na to, że żywych estymą nie darzę, ale dlatego, że jest ładne. po prostu. z całą tą pstrokacizną kwiatów i szarf, z ciepłem płomieni świec. i kompletnie nie rozumiem dlaczego ludzie się uparli, że to jest święto od psychicznego umartwiania się. przecież do ciężkiej zarazy o nieobecnych (a więc i zmarłych) źle się nie mówi, więc wspominamy tylko to co dobre, a skoro dobre to z uśmiechem.

a pomnik to pucuję kilka razy w roku i wcale nie dla zmarłego, ale dla siebie, bo przyjemnie popatrzeć kiedy jest czysto, znicze się palą, a kwiaty świeże.

dotty pisze...

Darowałam sobie święto zmarłych. Najbliższe święta dla kontrastu mające w nazwie narodzenie postaram się jak najlepiej spędzić z żyjącymi. ;P

Maria pisze...

A-Z pozwolisz :)
Witaj Dotty, kochanie
Często o Tobie myślę.
Zniknęłaś. Nie odzywasz się.
Mnie Ciebie brakuje.
Celnych ripost, poczucia humoru.
Proszę bądź częściej obecna :)

Blog Widget by LinkWithin