A taki był piękny...bawarski! ;)
Bawara sąsiada ucierpiała w zabawie na megaśnieżki. Zsunęło się z dachu.
A taki był zawzięty, tak walczył o miejsce parkingowe. Dwa auta tam stają, ładnie sobie odśnieżali ale ciągle facet ma do drugiego "jakieś anse". Z tego całego pilnowania swojej miedzy, mierzenia na 2 palce i machania kosą czy sierpem tatulowym, nie zauważył, że wszyscy się poodstawiali, że stają przy krawędzi jezdni dalej od dachu. Jak mu mówili życzliwie, nie chciał słuchać. A potem potrafił tylko powiedzieć, że też miał zamiar odstawić.
Kargulizacja stosunków sąsiedzkich współcześnie nie skutkuje już potłuczonymi garami i koszulami bez rękawów.
Skutkuje potłuczonymi bawarami.
I po co komu granat? Sprawiedliwość sprawiedliwością ale racja musi po Kargula stronie być! Nawet za wszelką cenę.
10 komentarzy:
Tak. Sprawa właściwej jamki jest (a może już była?) najważniejsza tej zimy...
Czy panowie sąsiedzi wyciągną z tej lekcji jakieś wnioski?
jest ryzyko - jest zabawa!
Właśnie, jest ryzyko, jest zabawa. Tyle, że bawić się z głupim to jak kopać się z koniem. :)
Jamki tam nie były problemem, odśnieżali, miejsca było dosyć. Głupota tego gościa jest problemem bo to nieuleczalny dar boży. :( Latem z ogrodu słychać jak codziennie w domu awantura: Ile jajek zjadłeś, ile bułek, czemu tyle, za dużo, za mało, cały czas w ten deseń. Normalnie mówię Wam KOMPLETNA żENADA! :(((
cztery lata temu moja koleżanka przeprowadziła się do mieszkania odziedziczonego po babci. zamieszkała tam razem ze świeżo poślubionym lubym, zanabyli autko coby do rodziców męża móc bez kłopotu dojeżdżać i... zaczął się problem. co zaparkowali samochód pod blokiem to ktoś przybiegał, że mu miejsce zajęli. zaznaczam - miejsc parkingowych pod tym blokiem wykupionych nikt nie ma, więc to była kwestia szczególnych przyzwyczajeń. i tak tych "nowych" przestawiali, a "nowi" byli cierpliwi. szczególnie w przestawianiu autka koleżanki celowała jedna Pani. po jakimś czasie okazało się, że właściwie to Pani owa ma 3 czy 4 miejsca parkingowe. tu cierpliwość się skończyła i koleżance i małżonkowi. przestali reagować na uwagi "bo państwo mi zajęliście" grzecznie odpowiadając, że miejsc sobie nikt nie wykupił i maja takie samo prawo do parkowania jak wszyscy. przyszła pewna wietrzna jesień. przybyli z pracy, chwilę potem dzwonek do drzwi: Pani od trzech miejsc parkingowych z awanturą o zajęty parking. zapewne zbyliby ją, ale jak potem małżonek mówił "coś mnie tknęło" i poszedł autko przestawić. Pani zaparkowała gdzie chciała kontenta bardzo, że wygrała starcie. w nocy mieszkańców bloku huk obudził straszny. po pierwszym szoku powychodzili ludzie sprawdzić co się stało. okazało się, że rosnąca obok parkingu wierzba nie wytrzymała naporu wiatru i przewróciła się. zmiażdżyła kompletnie auto Pani. a staruszek koleżanki stał na parkingu obok. bezpieczny dzięki uporowi zawziętej sąsiadki.
U mnie pod pracą w piątek czapa śniegu z lodem malowniczo uszkodziła Mercedesa S-klasy nówka sztuka. Ojejku jejku, jak wszystkim było bardzo żal pana kierowcy. Każdy przychodził pomacac i pokiwać głową jak to bardzo przekro. POszła szyba przednia, lusterko i pewnie jakies ślady na masce. No ale taki to na pewno ma ubezpieczenie;)
Taka jedna
Ja upatruję inny problem. Dlaczego ten śnieg nie został wczześniej usunięty? Piszesz zresztą, że zagrożenie było ewidentne. Ta śnieżna lawina mogła wszak zsunąć się na przypadkowego przechodnia.
I dopiero wtedy byłoby nieszczęście, gdyz taki zlodowaciały śnieg jest naprawdę niebezpieczny. Tu nie samochody należało przesuwać, tu konieczna była interwencja innego typu. Jak dla mnie, właścicielki domu, która w ciągu zimy sześciokrotnie usuwała śnieg z dachów własnych zabudowań, całe wydarzenie jest dziwne.
W piątek, w firmie moi szefowie gonili kolegów, żeby wyłazili na dach strącać śniegi ("Bo spadnie na pacjentów i kto będzie odpowiadał?")
Koledzy się wzbraniali, że uprawnień nie posiadają, że uprzęży nie ma...
Szef się wściekł i ich na siłę wypędził na dach. No to strącili śnieg... Prosto na auto szefowej :P
Daszek ma ponoć bidula do remontu...
@U.
Tam gdzie ludzie chodzą, jest dach nad klatką, prawie płaski i dostęp do krawędzi jest od dołu przez okienka i tam jest strącone. A ścieżki od schodów idą prosto do krawędzi jezdni i na chodnik po drugiej stronie jezdni. Nikt nie chadza wzdłóż budynku, tam teoretycznie jest zieleń. Pozostała część dachu, po bokach jest bardzo stroma i nikt tam nie wlezie, ale też na dole nikt nie łazi. Chyba, że sobie właśnie ktoś odśnieży, żeby pod sam budynek auto postawić. Gdy nie ma śniegu, miejsce jest Ok ale gdy nawali śniegu i jest szansa, żeby to zjechało, auta są odstawiane.
Jeśli dobrze zapamiętałem to co usłyszałem jakiś czas temu w radio, 1 m3 śniegu: świeżego to ok 200kg, zleżałego 400-500kg a namokłego nawet 800-900kg. Do tego dołożyć lód z krawędzi dachu i mamy efekt uderzeniowy, któtko mówiąc - jebudu!
Gościu ze zdjęcia mieszka na poddaszu, ma w tej płaszczyźnie okno połaciowe i wystarczyłaby mu szczota, którą przez okno popchnąłby trochę śnieg i cała tafla pewnie by zjechała bezpiecznie. Nie zrobił tego, za to auto sobie pod własnym okapem zaparkował i olał ostrzeżenia sąsiadów.
Jak mówi powiedzonko "Mądry Polak po szkodzie, Polka po rozwodzie" :)
Ale wydaje mi się, że on mądrzejszy nie ma szans być nawet gdyby szkoda była jeszcze większa. ;)
Mam to w domu - wjazd do garażu znajduje się w mijescu gdzie psada 20 ton śniegu po każdych opadach :DDD
Kaplica.
Potem dwie godziny odśnieżania i spokój. Do następnych opadów.
Prześlij komentarz