W obu przypadkach, w sprzyjających okolicznościach, anglojęzyczny świat wakacyjno-rekreacyjny wydaje się stać otworem.
I tylko nie mogę oprzeć się refleksji, że ci słabo wykształceni, co nie bardzo uczyć się chcieli i tak ze szkół "langłidza" nie skorzystają. Pojadą, popracują albo nie, wrócą jak roboty zabraknie tu gdzie porozumieć się mogą "bez durnych kursów" kończenia.
Ci dobrze wykształceni, wyjażdzający do lepszych warunków pracy, tam gdzie docenią ich potencjał i kwalifikacje i tak "langłidzowo" są już wystarczająco sprawni i poszerzą tą bazę "langłidzową" w sposób naturalny i na miejscu. I nie wrócą dlatego, że ekonomia ich zmusi , tylko gdy sami podejmą taką decyzję z tysięcy innych powodów dla których w Polsce poczują się znowu u siebie.
Całkiem naturalne każdy chce żyć najlepiej jak może sobie na to pozwolić. I jak rzeczywistość pozwala. Szuka się tam gdzie można to osiągnąć a wchodzenie na ambicję, wywoływanie poczucia winy czy rozliczanie z wyimaginowanych kosztów kurateli ojczyzny jest śmieszne, nie na miejscu i tylko jeszcze dalej odpycha ich od Polski wyrodnej rodzicielki.
U rolnika syn za niewolnika. A niektórzy myślą, że "wykształciuch" za niewolnika w ojczyźnie. Zwlaszcza Ci co sami wyżej matury nie podskoczą! Z jednej strony pogarda a z drugiej wymagania!
Fee nieładnie !
2 komentarze:
;D
Greg :D ujawniłeś bolesną prawdę.
Prześlij komentarz