piątek, 2 stycznia 2009

Espresso 3.30zł


Discover Un cafe prego!



Ta cena w Coffee Express nikomu ciśnienia nie podniesie, nie konkuruje z efektem tego co dostaniemy w maleńkiej filiżance obok "literatki" z wodą mineralną.
Ale w Italii taka pozycja menu jak espresso nie istnieje! Tam kawa oznacza właśnie małą czarną. Dopiero jak chcemy powydziwiać to trzeba nazwać odpowiednio. Ale jeśli chcemy tylko nasze ekspresso to stanąć sobie z boku trzeba, podsłuchać "tambylców" składających zamówienia i już z właściwym akcentem możemy radośnie zamówić "un cafe, prego!". I dostaniemy właśnie to małe, czarne, siermiężnie mocne.
Ale jaśli kawy w kawie nam za mało, to nie krępujemy się, zamawiamy podwójne. Jest taka pozycja - cafe doppio. To nie oznacza u nich podwójnej ilości wody ale podwojoną moc w tej samej maleńkiej filiżance!
Osobiście wolę macchiato (uno macchiato, prego!) ale to nic innego jak znowu mała esencjonalna z odrobiną tylko kołderki spienionego mleka. Wciąż w tej samej maleńkiej filiżance. Najczęściej zresztą podadzą właśnie "un cafe" i dzbanuszek, żebyśmy sobie dolali spienionego mleka.
Chociaż nie ma tych dwóch pozycji w menu Coffee Express to jestem przekonany, że po uprzejmej prośbie zostaniecie równie uprzejmie obsłużeni wedle życzenia. I nadal podnoszenie Wam ciśnienia pozostanie domeną tego co w filiżance a nie tego co trzeba wysupłać z portfela.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

No to już rozumiem, dlaczego ja się zachwycałam espresso, a pewien włoski profesor, na cześć którego było zorganizowane przyjęcie, marudził, że strasznie słaba ta kawa.

konfliktowa

abnegat.ltd pisze...

U Wegrow to samo. Kiedys na obiedzie w Polsce Wegier zamowil sobie kawe I przyniesli ja gdzies na poczatku. Sliczna, w szklance, fuzy na iwrzchu - tak zwana parzucha. Wegier zjadl wszystko, deser tez i na niesmiala propozycje ruszenia czterech liter zaoponowal ze on tu na kawe czeka bo zamowil i nie przyniesli. Popatrzylismy po sobie, na parzuche znowu po sobie i wytlumaczylismy Wegrowi ze kelner mowil ze kawy nie bedzie bo maszyna zdechla.

W glowie mu nie postalo ze to cos w szklance to kawa byla.

Anonimowy pisze...

Pamiętam z czasów studenckich, że jak w barze w międzynarodowym akademiku w Moskwie zepsuł się raz ekspres, to pojawiła się wywieszka, że dziś kawa "po-polski".
My żłopaliśmy ją bez umiaru, ku przerażeniu i obrzydzeniu innych nacji.

konfliktowa

Zadora pisze...

Ja tego szajsu "po polsku" nigdy przełknąć nie mogłem. To były dla mnie czasy herbaty i nawet zmiotki zwane "popularną" były lepsze od tej fusiastej smoły o paskudnym smaku. Co ja piszę, jakim smaku, tego nie można tak nazwać.

Anonimowy pisze...

Moją sąsiadkę odwiedziła przed laty daleka kuzynka z Brazylii.
Sąsiadka zaserwowała jej taką fusiastą kawę. Kobieta była w szoku, po pierwszym łyku opluła cały stół. Sąsiadka też była w szoku, bo nie miała wówczas pojęcia, że można inaczej parzyć kawę.

konfliktowa

Blog Widget by LinkWithin