piątek, 31 lipca 2009
czwartek, 30 lipca 2009
środa, 29 lipca 2009
poniedziałek, 27 lipca 2009
niedziela, 26 lipca 2009
sobota, 25 lipca 2009
Nie ma dymu bez ognia!
Nie wierzę, że kobiety, choć podobnie jak Afrodyta niosą miłość i piękno, wzięły się jak ona z morskiej piany.
Z zimnej wody to może się wziąć co najwyżej...reumatyzm. Bicie piany.
Tymczasem ten żar skądś się musi brać.
Najpierw ogień a później już tylko dym idzie!
Dymem malowany - anioł czy motyl ?
A może ćma co w mroku szybkim skrzydłem muska?
piątek, 24 lipca 2009
czwartek, 23 lipca 2009
środa, 22 lipca 2009
Pod górę
wtorek, 21 lipca 2009
Ból, konanie i ekstaza zbawienia
Miałem dzisiaj przykry dzień. Pogrzeb w rodzinie, nawet dalszej nigdy nie jest przyjemnością ale okolicznością skłaniającą do refleksji już być może. Coraz gorzej w miarę upływu lat znoszę takie okazje, emocjonalnie coraz trudniej jest mi im podołać i refleksje nimi wywołane nie zawsze są z tych optymistycznie nastrajających. Nie o mnie mi chodzi ale rodzice już mi się bardzo starzeją i zaczynam się obawiać, czy sprostam emocjonalnie gdy odejdą.
Ale dzisiejszy pogrzeb nie był tym jedynym wydarzeniem, które skłoniło mnie do napisania tego posta.
Rano, będąc w kawie niespodziewanie byłem przejętym obserwatorem sceny, która wraz z pogrzebem i tym co gadał na nim "sługa boży", stworzyła mentalną pętlę.
Zacznijmy jednak od końca, czyli od pogrzebu.
Najpierw parę słów wyjaśnienia. Nie należę do osób wierzących i bezgranicznie ufających w mądrość kościoła a tym bardziej sług jego. Za dużo na świecie tych bogów, kościołów i ich sług a do tego czynów, zakazów, nakazów i krzywdy wiarą uzasadnianych, żebym z moim krytycznym podejściem dawał temu wiarę. Rozkład normalny (czy krzywa Gausa) może obrazować rozkład mądrych ludzi jednakowo wśród księży i w innych zawodach, w których powinno się przynajmniej z założenia używać mózgu, empatii i świadomego człowieczeństwa.
Do tego jestem grzesznikiem zatwardziałym, który stara się sam dokonywać swoich wyborów i przyjmować na siebie ich konsekwencje. Sam staram się oceniać wagę moralną moich czynów i nie potrzeba mi do tego dowolnego sługi z Szefem, z lobby firm zajmujących się wiarą.
Tak, że m.in. na pogrzebach nie spijam z ust księdza słów prawdy szukając w nich pociechy, wytłumaczenia i objaśnienia porządku rzeczy. Raczej częściej zamiast mądrych i skromnych słów słyszę mniej lub bardziej zaowalowaną agitkę firmową.
A gdy ksiądz w trakcie agitki, podsumowuje życie zmarłego słowami "ból, konanie i ekstaza zbawienia", to mi się scyzor w kieszeni otwiera. Z góry zakłada, że życie zmarłej osoby przepojone było bólem, łzami, nieszczęściem, że nie było w nim niczego wartego pobytu na tym świecie w porównaniu do tego, co czeka ją po drugiej stronie lustra. Ekstaza zbawienia!
I wziąć należy pod uwagę, że nie mówi do zmarłej osoby ale do żywych, którzy przyszli do kościoła. Rodzina i zawsze prawie więcej starszych niż młodszych osób.
Patrzyłem dziś na tych staruszów w ławkach kościoła, którzy w rytm narzucony przez rytuał raz to klękali, raz stawali to znowu siadali na chwilę. Często ledwo już mieli siły klęknąć ale rytuał celebrowany z namaszczeniem nie dawał im chwili wytchnienia. Jak oni odbierali te groźne słowa?
Zadano im ból, werbalnie i czynnie, oceniono ich wszystkie człowiecze starania jednym słowem - konanie i dopiero w komunii doznali ekstazy zbawienia. Prawie wszyscy starsi przystąpili do komunii. Bardzo pragnęli rozgrzeszenia i zbawienia. Boją się. Co będzie? Czy wystarczy wyznanie win, nie ważne czy rzeczywistych czy urojonych? Nie szukają już prawie wcale wiary w siebie w sobie samych, w dobro swoich wyborów, nie myślą, że prawie nigdy nie mieli złych intencji. Z założenia ich życie wg. słów które usłyszeli to był ból isnienia i męka konania. Teraz już chcą tylko ekstazy zbawienia za wszelką cenę, nawet za cenę przyznania się do win i błędów nigdy nie popełnionych. Dożywają swoich dni na granicy poczucia nieszczęścia i niespełnienia.
A tym czasem ból, konanie i ekstazę przeżywamy codziennie. Ileż rzeczy i zdarzeń, niezależnie od naszego wieku da się ująć w te 3 słowa, do tego nie raniąc nikogo. Można wiele wymienić, ale opiszę to jedno, które dziś obserwowałem bezpośrednio przed pogrzebem.
Wracam do porannej obserwowanej sceny.
Wózek z kawą to dobre miejsce dla kogoś, kto lubi ludzi, chętnie z nimi obcuje ale i obserwuje wnikliwie, uczy się od nich lub przeżywa z nimi. Lepszy niż kawiarnia zamknięta w ścianach pomieszczenia. Z wózka widzi się niezły kawał placu i ulicy.
I ludzi. Raz na jakiś czas trafiają się ludzie, którzy w jakiś magiczny sposób wyróżniają się z tłumu. Szczególna ekspresja, mowa ciała, wyraz twarzy, spojrzenie, uśmiech. Nie słyszymy żadnych słów. Widzimy tylko przekaz niewerbalny.
Dziś była to dziewczyna. Bardzo żałowałem, że nie wziąłem aparatu a z drugiej strony autentyzm jej przeżyć i sposób ich uzewnętrznienia chyba odebrałyby mi prawo skierowania w jej stronę aparatu.
Ładna, młoda, śmiało ubrana, twarz szczupła, włosy dość jasne, do ramion, kręcone prawie na "mokrą włoszkę". Z jednej strony zaczesane za ucho, z drugiej spadały na połowę twarzy. Lekka bluzeczka śmiało wydekoltowana, odkryty brzuch z wisiorkiem w pępku i długa leciutka spódniczka do klapek na bosych stopach.
Uwagę przyciągał jej niezwykły niepokój, niespokojne kroki, pochylone ramiona, smutna, napięta twarz, oczy pełne smutku. Ręce niemal załamane, zaciśnięte kurczowo. Chodziła nerwowo w pewnej od nas odległości, rozglądała się po całej okolicy, wyraźnie kogoś oczekując i przeżywając to z bólem i niepokojem. W pewnym momencie przysiadła bokiem na niewysokim murku. Wszystko grało, opuszczona twarz, spadające włosy, rozchylony wcięty dekolt odsłaniający część bladej piersi, ramiona splecione kurczowo na brzuchu, nogi kolanami podciągnięte wysoko. To było jedno niesamowite ujęcie i zrobiłem tylko jeden mentalshoot. Ta dziewczyna konała z niepokoju i oczekiwania. Ból widoczny był w każdym jej ruchu, spojrzeniu i pozie.
Spieszyłem się ale czekałem. Czekałem na to czy ona się doczeka spotkania czy tam umrze osamotniona. Doczekała się. Fala emocji jaka płynęła przez jej ciało to był koncert. Nie panowała wcale nad mową ciała. Radość, ulga, szczęście...mało nie podcięły jej nóg. Zbladła i nagle odzyskała kolory. Z każdą chwilą się coraz bardziej rozluźniała, pojawił się uśmiech, ramiona się wyprostowały, ręce odzyskały swobodę ruchów. Głowa się cofnęła, wyprostowała i lekko zaróżowiona twarz z łagodnym uśmiechem odzyskała harmonijny wyraz. Czoło wyżej, broda do poziomu, wzrok spokojny. Wyraz szczęścia. Ekstaza zbawienia!
A facet, który przyszedł na to spotkanie wszystko przegapił. Nie zauważył nic z tego co z nią się działo, nawet jej nie pocałował. Może jeszcze nie byli tak daleko, choć ona nawet może nieświadomie już była dużo dalej niż on nawet mógł pomyśleć.
10 minut w bólu, konaniu i ekstazie zbawienia :D
I jak pięknie i to z wyprzedzeniem zadany kłam słowom klechy na pogrzebie.
W szermierce to się nazywa "wyprzedzenie w dobrym czasie". Punkt zdobyty przez atak wyprzedzający o ułamek, o włos akcję przeciwnika. Klecha też dziś nie zdążył. Nie przekonał mnie o marności tego świata i zgryzocie naszego tutaj bytu. Dziewczyna wyprzedziła go w dobrym czasie.
Modlitwa
Ostatnio bawi nas (mnie i mojego Maćka) pewien dowcip. Choć z wódką nie mamy nic wspólnego to puenta pasuje do nas ostatnio jak ulał.
Cała polska rozmodlona:
Producenci okularów przeciwsłonecznych modlą się o słoneczne lato,
Producenci parasoli modlą się o deszczowe lato,
Właściciele ogródków modlą się o gorące lato,
...
Tylko producenci wódki się nie modlą, oni nie mają czasu, oni zapierdalają na okrągło!
Cała polska rozmodlona:
Producenci okularów przeciwsłonecznych modlą się o słoneczne lato,
Producenci parasoli modlą się o deszczowe lato,
Właściciele ogródków modlą się o gorące lato,
...
Tylko producenci wódki się nie modlą, oni nie mają czasu, oni zapierdalają na okrągło!
poniedziałek, 20 lipca 2009
Błogostan
Przy stoiskach z takimi salamkopodobnymi wyrobami mam zawsze jedno, nieodparte skojarzenie.
Miejsce z rozległym widokiem (nie będę upierał się przy Toskanii), winnice pod stopami, czysta ściereczka, ostry nóż, twarda, pachnąca kiełbaska, białe pieczywo, pomidory, czerwone wino, parmezan łamany na kawałki, ser pleśniowy, winogrona. I dużo czasu.
Pasterska codzienność (w bogatej opcji) ale jaki to błogostan!
Dla nas egzotyka ale jakże wspaniała przez swoją prostotę.
A u nas mniej egzotycznie ale rownie cudnie - u stóp połoniny, wokoło obłoczki owieczek, oscypek, chleb, cebula, woda ze strumienia.
Ale tylko wakacyjnie!
Miejsce z rozległym widokiem (nie będę upierał się przy Toskanii), winnice pod stopami, czysta ściereczka, ostry nóż, twarda, pachnąca kiełbaska, białe pieczywo, pomidory, czerwone wino, parmezan łamany na kawałki, ser pleśniowy, winogrona. I dużo czasu.
Pasterska codzienność (w bogatej opcji) ale jaki to błogostan!
Dla nas egzotyka ale jakże wspaniała przez swoją prostotę.
A u nas mniej egzotycznie ale rownie cudnie - u stóp połoniny, wokoło obłoczki owieczek, oscypek, chleb, cebula, woda ze strumienia.
Ale tylko wakacyjnie!
niedziela, 19 lipca 2009
Dychotomia pragnień
sobota, 18 lipca 2009
Dramat
Forma: wieloaktowa, teatr (nie) jednego aktora
Tytuł: Gdzie jestem?
_
Miejsce: Koniec nabrzeży portu Gdynia, nabrzeży Dalmoru, za ostatnim żaglowcem zlotu, za terenami stoczniowymi...eee co tu ściemniać dalej już tylko woda za falochronem,
_
Czas: zlot żaglowców, pora bardzo późno-nocna odmierzona co kwadrans puszką piwa,
_
Akcja:
- Phanowiiie, kuuuu..aaa gdzieejaawłaściwieejestemmm???
- Na najkrótszej drodze do Szwecji!
Subskrybuj:
Posty (Atom)