wtorek, 12 października 2010

Przypadkowy back stage

Przewinęli się przed nami  w krótkim mgnieniu z tysięcznych korowodów ślubnych par robiących sobie zdjęcia w pałacowych parkach. Słońce grzało, ławka na której siedzieliśmy była wygodna. Nie chciało mi się ruszać.
Zrobiłem kilka ujęć przez barierkę tarasu. Takie sobie pstrykanie. Ani pora dnia ani światło nie były najlepsze do robienia zdjęć.
To mogła być dowolna para, dowolny fotograf i kamerzysta. Ten park widział ich wielu. Takich zdjęć wykonano miliony. Czy pokazują jakąś prawdę, choćby chwili? Czy jest choć trochę naturalności w tych pozowanych ujęciach?
Oczy? Twarze? Spojrzenia?






3 komentarze:

thalie pisze...

jak ja nie lubię ślubnych zdjęć... zawsze się zastanawiam po co ludziom pamiątki z tymi obciachowymi podwiązkami, siankiem i pozami jak z cyrku. a na końcu i tak najlepiej widać tylko sztuczne uśmiechy przykrywające stres i jedyną prawdę na temat Dnia Wspaniałego: niech się już skończy! (i wróćmy do normalnego życia w podtekście)

ub.g pisze...

A ja w pierwszą lipcową sobotę wczesnym rankiem byłam świadkiem sesji fotograficznej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Panna młoda przecudnej urody w oryginalnej sukni biegła na bosaka, a fotograf pstrykał zdjęcia. Byłam zachwycona.

Zadora pisze...

Lubię fotografować ale robienie ślubnych zdjęć dla mnie to katorga :-). Może głównie przez opór materii co to chce mieć standard i broń boże z jakimś biglem. Na szczęście jestem amatorem, nie musze tak zarabiać a prywatnie mam bardzo mało okazji.

Blog Widget by LinkWithin