Czy żeby budować trzeba najpierw zburzyć?
Czy utrata dziedzictwa daje dopiero szanse na stworzenie czegoś nowego od podstaw?
Tak mogli myśleć ideologowie jedynie słusznej lecz przebrzmiałej już doktryny. Wydziedziczyć, wynarodowić, pozbawić rodziny i tożsamości, żeby stworzyć nowy twór, nowego człowieka, nową rzeczywistość. Ja ich rozumiem. Jeśli przychodzi się z nikąd, nie ma się żadnych wartości, nie ma się argumentów poza brutalną siłą i żanych celów poza żądzą władzy, to trzeba resztę sprowadzić poniżej własnego poziomu, żeby czuć się ponad to. Skansen Koreii Południowej tylko to potwierdza.
Czy choćby przez zaniedbanie doprowadzić do degradacji? Tak wiele wydaje sie nieważne, nie warte zachodu, kultywowania, zachowania. Po co, dla kogo, za co? A po czasie okazuje się, że brakuje wzorców z których można czerpać, brakuje wiedzy na której można się oprzeć, że z emocji pozostaje tylko żal, pusta i zagubienie.
Spacer po Siennej Grobli w Gdańsku to przeżycie w pewnych aspektach dość smutne. Jeśli przystaniecie przy dawnym domu właściciela przedwojennych zakładów rybnych, kiwając głową nad jego ruiną to spytajcie spacerującej opodal staruszki o jego powojenne dzieje. Mieszkała tam zanim wyprowadziła się do nowych, wymarzonych bloków. A teraz z sentymentem wspomina ten 30 metrowy pokój z rzeźbionym sufitem, rozsuwnymi drzwiami chowanymi w ściany, białe wielkie ceramiczne piece z ozdobnymi kaflami. Co po tym zostało? Zakłady w których pracowało 4 tysiące ludzi nie istnieją. Ślad po nich nie istnieje. Po ludziach tam żyjących też już ślady zarosły chwasty i trawa. Nawet z pomnika ofiar katastrofy promu, dowożącego pracowwników pozostał tylko kamień, z którego zniknęły mosiężne litery. Sam dom już tylko straszy ruiną z zamurowanymi oknami. Kiedyś pewnie powstanie program restrukturyzacji tej części miasta, tak jak dzieje sie z Dolnym Miastem. Tylko do czego ta restrukturyzacja będzie nawiązywać?
Grozi zawaleniem? Wrota piekieł - już się zawaliło.