Barcelona, mekka turystów i miłośników Gaudiego, jak każde inne duże miasto cierpi na te same plagi. Przypomniało mi się, że mam to zdjęcie, po wysłuchaniu pewnej opowieści o wymarzonej wyprawie do Barcelony. Zdjęcie zrobiłem na starym mieście Barcelony w ubiegłym roku w porze wieczornej, stąd dziwne światła pochodzące z oświetlonych witryn sklepowych. Jak widać tambylcy nie mają złudzeń co do współmieszkańców. Nawet kwiat wystawiony przed sklep, został oszpecony łańcuchem. Ale lepszy kwiat z łańcuchem niż puste po nim miejsce.
Wyprawa, z której relację wysłuchałem odbyła się w tym roku. Skończyła się niefortunnie i szybciej po tym jak turyści z Polski zostali bezczelnie, w biały dzień okradzeni. Na czerwonym świetle w centrum miasta przekłuto im oponę nożem. 1 czy 2 "przechodniów" oferując pomoc turystom, którzy wysiedli z auta, żeby zobaczyć co stało się z kołem, odwróciło uwagę od złodzieja, który w tym czasie okradł kabinę auta. Poszła torebka z dokumentami, pieniędzmi, kartami kredytowymi, telefonem itd. Bardzo dotkliwa strata, która skutecznie zmąciła przyjemność pobytu w wymarzonym celu podróży, do którego jechali przez całą Europę. Stare wydawałoby się sposoby na "flaka" w nowym wydaniu okazały sią hitem tego lata w Barcelonie. Policjanci nie byli zdziwieni sposobem dokonania kradzieży. Dobrze, że chociaż starali się pomóc turystom jak tylko mogli, żeby zatrzeć to niemiłe wrażenie z jakim przywitała ich Barcelona.
Po powrocie do domu, niespodzianka od złodzieja. Nie, nie kochani, jeśli myślicie, że odesłał dokumenty to jesteście niepoprawnymi optymistami. Mimo próby zablokowania telefonu, złodziej jeszcze zdążył wygadać kilkaset złotych na konto byłego właściciela!
Najlepszy w tym okazał się nasz operator telefonu, który stwierdził, że trzeba osobiście i na miejscu w Polsce zgłosić kradzież telefonu, żeby zablokować kartę. Dobre nie?
Od dziś jestem zwolennikiem klonowania. Własny klon na miejscu w domu załatwi w trakcie moich wyjazdów mnóstwo rzeczy, do których polskie instytucje wymagają osobistego stawienia się! A miałem już takich urzędowych, bezsensownych sytuacji kilka. Ja to pikuś, większość czasu jestem w Polsce ale co ma powiedzieć liczna rzesza naszych rodaków rozsianych zarobkowo po całym świecie, kiedy podejmą próbę załatwienia jakiejkolwiek sprawy urzędowej na odległość?