



Wczoraj w basenie jachtowym w Pucku byłem świadkiem objawienia tego daru bożego w czystej postaci. Mimo trwającego kilka dni sztormu, podawanych w radio i przez kapitanaty ostrzeżeń, żeby nie opuszczać portów, zawsze znajdzie się ktoś, kto tak jak w opisywanej sytuacji, żeby zaimponować dziewczynom, jest gotowy zaprezentować to czego innym Pan Bóg poskąpił. Czy podryw na głupotę ma szanse powodzenia?
Kiedy już się zmierzchało a wiatr wiał nadal tak silnie jak w ostatnie dni, znalazł się młodzian, który w towarzystwie dwóch dziewcząt, postanowił sobie popływać na motorówce. Radośnie odbili od przystani i na pełnym gazie wycięli na otwartą wodę. Silnik motorówki okazał się mądrzejszy od skipera i nie czekając długo odmówił współpracy. Mimo usilnych prób uruchomienia, wspartych najgrubszymi przekleństwami skipera i towarzyszących mu dziewcząt, silnik już nawet nie beknął. Jak się okazało po dłuższej chwili, silnik wiedział co i kiedy robi. Przy tym kierunku wiatru motorówkę zdryfowało z powrotem na samą końcówkę falochronu portowego. Gdyby na silniku popłynęli choćby 10 m dalej, minęliby dryfując główkę falochronu i poniosłoby ich dalej. Robiąc zdjęcia doszedłem właśnie na koniec falochronu i mogłem wszystko obserwować. Poczekałem na dryfującą motorówkę, żeby upewnić się, że jednak tym razem jeszcze im się uda i oczekując na rozwój sytuacji. Ledwie sobie poradzili (trzeba było im pomóc) z ochroną dopychanej wiatrem i falami do falochronu motorówki. Nie muszę mówić, że nie bardzo wiedzieli co robić. Dziewczyny nawet bały się wstać z foteli motorówki, żeby ją chronić, ubrani byli jak na spacer a nie na wodę, nie było kapoków, ba nawet marnego wiosełka, nie mówiąc o kotwicy czy rakietnicy. Dobrze, że ich nie rozwaliło o nabrzeże. Dobrze, że nie zniosło ich na otwartą wodę!
Całe zdarzenie przypomniało mi sytuację, w której uczestniczył lata temu mój dobry znajomy, pracownik Instytutu Oceanografii, m.in. płetwonurek. Dysponując odpowiednio wyposażoną łodzią motorową i jej obsługą z gdańskiego klubu płetwonurków Rekin, zrzucili ją na wodę w Redłowie i nurkowali daleko od brzegu wykonując badania dla instytutu. Kiedy już się zbierali po kilku godzinach nurkowania do domu i płynęli do plaży, silnik padł. W trakcie godzin nurkowania wiatr się wzmógł, odwrócił i wiał od plaży. Wiosła i inne próby nic nie dały. Znosiło ich na pełne morze a wiatr gwałtownie tężał. Fale rosły w miarę oddalania się od brzegu. W czasie wielu godzin dryfowania próbowali wszystkiego co mogli zrobić. Ci co nurkowali znosili to lepiej, byli przecież w piankach. Sternik choć ubrany odpowiednio na wodę, ale mokry opadał z sił szybciej. Na pełnym morzu fale wchlapywały wodę do motorówki. Na zmianę wybierali wodę, rozgrzewali się. W każdej chwili mogło ich zalać, przewrócić, zatopić. Wyniosło ich przez redę, między statkami daleko w otwarte morze. Tracili już siły i nadzieję. Uratowała ich załoga helikoptera ratowniczego i to naprawdą w ostatniej chwili. Ocalili życie, stracili cały sprzęt i łódz. Szczątki łodzi podobno długo później wyłowiono aż w zatoce fińskiej.
Tak się może wydarzyć przy normalnej pogodzie i jej gwałtownej zmianie, nawet ludziom obytym z morzem i przygotowanym.
Ale jak ktoś jest obdarzony darem bożym to nie ma mocnych, musi błysnąć przed laskami. O zmierzchu, w sztormie wychodzić w morze łodzią do tego się nie nadającą to trzeba mieć jaja z brązu (poza wspomnianym darem i nic więcej). Według chłopaka, wszystko wina silnika. Zero refleksji. I jeszcze ktoś wychodziłby w morze ryzykując, żeby ich ratować.
Gdy byłem ratownikiem wodnym, nic mnie tak nie wkurzało jak myśl o ludziach, którzy w swej głupocie giną na wodzie a jeszcze narażają ratowników na niebezpieczeństwo w trakcie prób ratowania. Często mam wrażenie, że ratownicy mają generalnie ich życie w cenie bardziej niż sami ratowani.
Co innego wypadki i nieszczęścia. Wtedy wysiłek i poświęcenie ratowników są bezcenne i są jedyną nadzieją dla ratowanych.
1 komentarz:
To samo dotyczy amatorów wspinaczek górskich.Często ratownicy tracą życie przez takich mądrali,którzy uważają,że wszystko potrafią.Kiedyś pewien przewodnik górski powiedział o takich ,że "drapią się tam gdzie ich nie swędzi"
Prześlij komentarz