Mea culpa, biję się w piersi w poczuciu winy.
Emerytowany Pan Kapitan, w trakcie licznych swoich rejsów ominął szczęśliwie wiele raf a utknął na rafie Agregata. :-(
To są portrety zrobione w końcówce stycznia ubiegłego roku, do cyklu portretów gości Coffee Express. Jedne z ostatnich wtedy zrobionych. A zaraz potem, czas tak przyspieszył, że nie zabrałem się za obróbkę zdjęć, za wybór najlepszych, za wydruk odbitek. Całkiem przestałem prezentować wybrane portrety w Coffee Express. Zabrakło czasu, miejsca, woli...
Pan Kapitan bywał w Gdańsku tylko przy okazji wizyty u lekarza. Wstępował po drodze na kawę, kupował trochę mielonej do domu. Widziałem go po zdjęciach jeszcze raz. Miał wtedy do mnie pretensje, że fotografie jeszcze nie gotowe. Dzwonił potem kilka razy i pretensje narastały. Straszył mnie wtedy, niby żartem, że szybciej umrze, bo przecież w każdej chwili go może wciąć, zanim zrobię mu odbitki.
A ja nic :-( Co innego obrobić fotkę jedną czy dwie na bloga, a co innego przejrzeć kilkadziesiąt, zrobić selekcję, wybrać kilka docelowych, zrobić korektę, przygotować do wydruku. I jeszcze do labu trzeba się kopnąć, zrobić wstępne wydruki do korekty koloru i końcowego wyboru. Znowu zrobić korektę i znowu kopnąć się do labu zrobić na gotowo. Zwykle to sama przyjemność, ale cholera no po prostu nie było kiedy. Lab otwarty w godzinach, w których człowiek najbardziej zajęty.
Dopiero pod koniec gorącego i pracowitego lata zabrałem się za to i udało mi się w końcu zrobić odbitki. Pan Kapitan już się wtedy nie odzywał, na kawę nie przychodził. Straciłem klienta. Mam tylko nadzieję, że nie spełnił swojej groźby odnośnie wyścigu z czasem.
I teraz patrzę na odbitki, które leżą przede mną, niedostarczone do portretowanego. Przeleżały kilka miesięcy, od kiedy je zrobiłem. Wysyłać pocztą nie chciałem, bo to takie bezosobowe a zawieźć się nie zdobyłem i wciąż mi uciekało. Efekt - nie zrobiłem nic. Dupa blada. Trzeba będzie wysłać. Mam nadzieję, że nie wrócą z adnotacją - adresat nieznany.
Ale jest też drugie dno. Troszkę mi portretowany nadepnął na odcisk. To, że zgodził się, żebym mu zrobił zdjęcia, jeszcze nie zobowiązuje mnie do tego, żeby mu kilkadziesiąt odbitek drukować, wysyłać i dziękować. Dziękowałem mu z resztą kilkakrotnie. To kosztuje nie mało i nie tylko czasu. Wszystko byłoby OK i zrobiłbym to z przyjemnością, gdyby nie to podskórnie wyczute w jego głosie i słowach oczekiwanie, żądanie, pretensja. Prawie "należy się". Taki niesmaczek.
Wysyłam w najbliższych dniach pocztą. Chcę mieć czyste sumienie.