poniedziałek, 16 lutego 2009

Mrożonki




Jakie to wydaje się proste. Wystarczy posadzić rośliny wystarczająco blisko tryskającego źródełka i wydaje się, że jest fajnie. Latem ożywcza mgielka wilgoci nawadnia, żywi i zapewnia wegetację nawet gdy ogólnie rzecz ujmując - "susza w przyrodzie". I ładnie się to rozrasta, kolory ma żywe, kształty podniecające. A zimą, ta sama mgiełka ozdobi, zapewni blask.
Tyle, że przemarza i wymraża.
Cholera, jak w życiu. Jednak nie bardzo oddaliliśmy się od przyrody. Wydaje się, że kto bliżej "źródła i ożywczej mgiełki", ten ma lepiej. Powodzi mu się dobrze, kolory ma żywe, "wegetuje" się bujnie. A okazuje się, że ta z pozoru ożywcza mgiełka z bogatego zródła, potrafi ściskać w mroźnym pancerzu , który z pozoru zdobi a w rzeczywistości obciąża, ogranicza, wymraża wszelkie "indywidualizmy".
No i mamy kryzys. Przyszła zima i mgiełka ułudy bezkresnej beztroski prysła. Biurka, stanowiska, limuzyny, władza stały się pancerzem, który ogranicza lub wyklucza z obiegu.
Co robią korporacje, przedsiębiorstwa, banki w czasach kryzysu? Wymieniają zarządy.
Co robią ludzie? Wymieniają rządy
Co się dzieje z przeszacowanymi walorami, walutami, giełdami? Walą się na (za przeproszeniem) ryj.
A mieliśmy mieć EURO w 2007! Kto jeszcze to pamięta. Słowacja potrafiła a my nieeee, bo po co, złotóweczka mocna, można na tym populistyczny kapitalik polityczny uzbierać w perspektywie jednej kadencji, postraszyć, obiecać i nas wybiorą. Po co słuchać tych co się znają. Wystarczy że stwarza się pozory, że sami się znamy.
I po co nam teraz referendum w sprawie wprowadzenia EURO? Czy to co się teraz dzieje nie jest wystarczająco jasnym wynikiem referendum przeprowadzonym na rynku? Chociaż, właściwie kiedy robić referenda jak nie teraz. Wyjdzie tanio, chyba że złotówka dalej spadnie, to może lepiej poczekać jeszcze bo jeszcze taniej można.
Wogóle tanio się sprzedajemy. Byle blisko źródła i już nie mamy pytań i głosujemy nogami za przywileje lub wyborczą kiełbasę.
I za pozory się sprzedajemy.

21 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ech, takie fajne fotki, a tekst taki "ciężki".
A nie mogło być dalej walentynkowo?
Tak chociaż do końca tygodnia...
Gorące serca zwalczą przecież każdy kryzys!

konfliktowa

Anonimowy pisze...

Agregat, czyżby Twoje serduszko natychmiast przystąpiło do zwalczania kryzysu? :)))

konfliktowa

Zadora pisze...

OK, po to podzielone jest na akapity.
Należy czytać pierwszy akapit.
Na własne ryzyko można poszerzyć o drugi akapit.
Z gwarancją bólu głowy, wyłącznie dla amatorów takich doznań jest pozostała część.
:D

Anonimowy pisze...

Zaczynam rozumieć teraz uczniów, którzy przebrnęli jedynie przez stroniczkę lektury ;)
Ból głowy nie należy do ich ulubionych doznań. Po prostu.
Będę od dziś bardziej wyrozumiała :)))

konfliktowa

Zadora pisze...

Może zmień im lektury? Na takie, po których głowa nie boli choć boleć może co innego (może). :))

Anonimowy pisze...

Proszę wypowiadać się w swoim imieniu:)
Ja nie sprzedaję się za pozory.
Wiem, że ciężko patrzeć na kurs( no może niektórym mniej), kurczą się nasze możliwości, ale to moim zdaniem chwilowe.
Z tego co sobie wyczytałam, jest to kurs spekulacyjny( musimy spłacać zadłużenie, natomiast kapitał obcy wycofuje się z rynku, banki więc biorą za walutę ile chcą).
Spokojnie, będzie dobrze. A na drzewka zakłada się specjalną włókninę:)
maria

Anonimowy pisze...

Oczywiście Moje widzenie świata absolutnie nie musi mieć nic wspólnego z rzeczywistością:)
Wybierz wersję jaką chcesz.
Właściwie lepiej milczeć niż pleść głupoty. Milczący są jednak jak nieobecni, a ja jestem:)
maria

eee-live pisze...

Ciężki tekst. Ale jak się tak głębiej zastanowić to niestety jest w nim sporo racji.
No chyba że myślenie nie jest dziś moją mocną stroną ;) Co jest całkiem możliwe.

abnegat.ltd pisze...

A gdzie tam...
Kurs spekulacyjny to byl pol roku temu - jak kapital co mial zlotowek od cholery chcial tanio walute odkupic. A teraz juz odkupil - wiec juz nikt sztucznie kursu zlotowki nie wzmacnia.

I po mojemu to jeszcze nie koniec.

Zadora pisze...

Słowo zastosowane "my" ma tu wyłącznie kontekst statystyczny i potwierdzony choćby pośrednio badaniami opinii publicznej. Nie wypowiadam się tu w sposób szczególny i w imieniu poszczególnych osób, choćby nawet bardzo identyfikowały się ze zdaniem prezentowanym na moim blogu (dziękuję Ci Maria, że tak moje słowa odbierasz jak Swoje własne niemal):)) To nie złośliwa riposta tylko gwoli wyjaśnienia.
Ja jestem w dość szczęśliwej sytuacji bo:
- leasing we frankach spłaciłem w listopadzie, czyli akurat w samą porę i przez ostatnie lata po znacznie lepszym kursie niż w momencie zawierania umowy.
- do niedawna zarabiałem głównie w Euro i obecna sytuacja jest raczej dla mnie korzystna.
Zawyżony kurs złotówki i akcji na naszej giełdzie właśnie był w ostatnich latach (o czym szeroko pisano ale prosty lud wolał słuchać demagogicznych wypowiedzi politbiura i cieszył się, że taki bogaty jest). Wiadomo było, że to piardnie, wystarczyło wyłączyć myślenie życzeniowe i włączyć trzeźwą ocenę rzeczywistości. Czy może ktoś mi wskazać na czym opierała się ta wartość złotówki? Teraz następuje tzw. korekta i właściwe szacowanie wartości naszej waluty i akcji w danej sytuacji rynkowej. I znowu zaczyna się nakręcanie paniki w przeciwną stronę, co tylko może dodatkowo pogorszyć sytuację złotówki. Mądrzy ludzie przy gotówce i na tym zarobią, tak jak wcześniej zarabiali na histerii w przeciwną stronę.
A firmy zostają z wykupionymi opcjami walutowymi, które ze spodziewanych bajońskich zarobków nagle zmieniły się w zadłużenia stawiające pod znakiem zapytania dalszą ich egzystencję.
Proponuję zwrócić uwagę na komentarze ze Słowacji, która broni się przed huśtawką dzięki temu, że zdążyła wprowadzić euro na czas i choć jest tam drogo to jednak stabilnie i nikt nie wyrżnie na ryj z powodów wahań kursowych. I do tego stać ich na zakupy w Polsce. Przepraszam ale nie mogę się powstrzymać "PIS-da wszystkim!"
Dosyć ciężkich tematów. Teraz tylko ładne widoczki i tematy neutralne. Ale się będzie podobało!
Nikt nie poczuje się dotknięty i będzie można się pozachwycać.

Anonimowy pisze...

AZ no co Ty? Chcesz tak zupełnie neutralnie? To przecież twój blog, a nie jakieś dobro wspólne. Nie wypowiadam się ogólnie, bo moje zdanie jest podobne do twojego.
Osobiście nie czuję się dotknięta kryzysem, ale branża w której pracuję jest w dołku i nie da się ukryć (w tej chwili mam jednak większe problemy niż to, więc jakoś mnie to nie rusza).
Czy Agregat jest pod napięciem?
Pozdrawiam.

carolinna pisze...

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to Ty najbardziej czujesz się dotknięty.(W kontekście bloga)

Zadora pisze...

W kontekście kryzysu nie czuję się dotknięty, raczej przeciwnie, mam szansę na nowe wyzwania (i korzyści).
W kontekście janosikowania na nas, manipulacyjnej socjotechniki i koniunkturalnej strategi rozwoju Państwa czuję się dotknięty, szczególnie za sprawą porównań sytuacji Anki Black (bez wsparcia, bez pomocy, bez leków) i zapędach na finansowanie bezmyślnych referendów w sprawach, które są przesądzone bo dawno już jako Państwo podpisaliśmy się pod odpowiednimi traktatami. Ale można sobie referendum zafundować jako wyborczy PR, a jaki PRowy efekt może dać zadbanie o chorych?
Jeżeli przez ostatnie lata, żyjąc w Polsce i zarabiając w euro traciłem 25 % swojej siły nabywczej, to chciałbym to tracić na ludzi, którzy zależą wyłącznie od naszej opieki a nie na zbijanie kapitału politycznego przez populistyczne niebieskie ptaki z mętnego stawu.
Od lat siedzę pośrednio w handlu zagranicznym i inwestycjach i widzę jak firmy się gimnastykują i dokładają do każdej transakcji związanej z przepływem walutowym.
Gdybyśmy mieli euro nie byłoby kwestii wykupywania opcji walutowych przez firmy, które próbowały zabezpieczyć się przed ryzykiem kursowym. A właśnie te straty są głównym kołem zamachowym kryzysu w Polsce.
Na referenda mamy a koszty społeczne i finansowe choroby części populacji zrzucamy na samych chorych, najbliższych i "dobrych ludzi".
Ja naiwny człowiek jestem ale chciałbym, żeby właśnie przyzwoitość w każdej kwestii była normą i jednym z elementów systemu wartości nie tylko pojedynczych ludzi ale i naszego społeczeństwa i za jego sprawą kolejnych rządów. Pierwszy naiwniak ze mnie ale nie mam zamiaru zmieniać zdania w tej kwestii i nieprzyzwoitość Państwa w stosunku do swoich obywateli osobiście mnie dotyka.

carolinna pisze...

I ja to rozumiem. Nie Ty pierwszy i jedyny naiwniak jesteś.

Zadora pisze...

Dawno kaczki na chrupko nie robiłem i nie jadłem. Dziś nabrałem ochoty. Do tego kaczki się nadają!

Anonimowy pisze...

Agregat. ;)))

eee-live pisze...

Greg :))) t odnośnie kaczek.
A odnośnie "naiwności" to ja tez taka jestem i nie zmienię się.
A odnośnie kryzysu to u mnie podobnie jak u Dotty. Sama nie odczuwam zbyt mocno mimo że wiem że zarówno zakład pracy męża jak i mój dostały po tyłku.

Zadora pisze...

OK macie obiecane.
Muszę nabyć drogą kupna piersi kacze (janosikował nie będę i nie wykroję sam). Zaprawię w ziółkach (choć to same w sobie dobre ziółka)i zmontuję potrawę. Obfocę i pokażę. Przepis jest autorski własnogłownie wykombinowany i nie raz stosowany. Jak większość moich potraw, prosty do bólu i każdy da radę zrobić jeśli dorwie kaczki (pierś).
Piersi kacze na chrupko a'la Agregat.
Wariacje na temat, każdy wymyśla sobie sam.

carolinna pisze...

i buraczki

eee-live pisze...

Kaczka w buraczkach? :)))
Buraczki to chętnie ale kaczyzny to się przejadłam swego czasu.
Aż mi się na wspomnienia zebrało.

Anonimowy pisze...

Jeśli zaś chodzi o niski kurs dolara latem, to na pewno był spekulacyjny, ale chodziło głównie o podwyższenie eksportu z USA do innych krajów ( nie było to zjawisko lokalne, tylko ogólnoświatowe).
Po mądrzyć się, dobra rzecz :)
maria

Blog Widget by LinkWithin