sobota, 14 lutego 2009

Walentynkowa zadyma

Przyroda dostosowała się do kalendarza imprez. Jak zadyma to zadyma!
Ludzie ganiają z kwiatami, jedni je dają, drudzy przyjmują. Kwiaty później umierają z wolna przez 2 godziny seansu kinowego, i jeszcze nie wiadomo jak długo w trakcie extrasów kinowo pospektaklowych. Ale w sumie klimat w mieście z tymi kwiatami i ludnością poruszającą się parami, wymieniającą obowiązkowo drobnoustroje w każdym niemal miejscu jest cool.
Mimo zadymeczki jest świeżo, radośnie i wiosennie dzięki kwiatom.
Nie ma co narzekać na postępującą komercjalizację rytuałów. Cały kurs marketingu na tym można zrobić.
Dla mnie informacją dnia były newsy radiowe na temat problemów w Indiach. Sklepy sprzedające gadżety walentynkowe musiały dostać ochronę policji bo "społeczne siły wrogie obcym obyczajom" zagroziły handlującym. W jakiejś miejscowości bojówka "krągłych" w świętym oburzeniu zniszczyła...stoisko z kartkami walentynkowymi.
Teraz już wiem skąd u nas wzięły się mohery!

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Tak, tak moher pochodzi z Azji. Tak gdzieś z okolic Tybetu. :)
Wymiana płynów ustrojowych i drobnoustrojów? :DD

eee-live pisze...

A ja tam nie lubię walentynek. I to nie chodzi mi o sam fakt ich istnienia tylko o to że uczucia powinno okazywać się na co dzień a nie od święta. Dla mnie to zamieszanie walentynkowe to takie trochę okazywanie uczuć na siłę.

To takie moje skromne zdanie na ten temat.

Blog Widget by LinkWithin