środa, 8 kwietnia 2009

Instytucja


żona marynarza w prl-u to była prawdziwa instytucja. I jaka misja! Zaopatrzenie rynku w dobra luksusowe i niedostępne połączone z funkcją edukacyjną (tam gdzieś jest świat, dobry i dostatny i nie taki jak propaganda go maluje).
Ale życie miały samotne. Wpatrzone w daleki horyzont wypatrywały tego jedynego statku. Dla mężczyzn na morzu stanowiły jedyny łącznik z życiem na lądzie. I gdy zaczynały odwracać wzrok od horyzontu, dla wielu z marynarzy, choć pływanie wydawało im się treścią ich życia to sens życia się kończył.
Czy teraz jest łatwiej z tym całym internetem, telefonami komórkowymi, skypem, kamerkami, tanimi liniami lotniczymi i paszportami w szufladzie w domu? Kiedyś było tylko Gdynia Radio, przez które w krótkich chwilach między piskami i świstami eteru udawało się usłyszeć parę słów z drugiego końca świata. Ale samotność pozostaje samotnością Nie każdy nadaje się na marynarza i nie każda kobieta na jego dziewczynę, żonę. Tylko matki i córki nie mają wyboru.
A sztormy? Kiedyś w jakiejś książce przeczytałem anegdotkę na temat wypowiedzi marynarzy o tym jakie największe przeżyli sztormy w swoim życiu.
Jeden z nich twierdził, że największy i najgroźniejszy sztorm przeżył wtedy, gdy...przywiózł żonie z rejsu kolekcję biustonoszy w niewłaściwym rozmiarze.

12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Moja koleżanka jest żoną marynarza.
Jej to odpowiada.
Twierdzi, że stale ma miodowy miesiąc.
Gdy mąż wraca, najczęściej dwa razy w roku na kilka tygodni, od razu wyjeżdżają na wspólne wakacje.
Ona absolutnie nie absorbuje męża żadnymi domowymi problemami, żadnymi remontami i innymi pierdołami.
Czasem myślę, że taki mąż to może i niegłupie rozwiązanie.

Mąż koleżanki przywozi jej wyłącznie oryginalną biżuterię. No i pieniądze.
Bielizną to już ona sama go zaskakuje.
I to jest prawidłowe rozwiązanie.

konfliktowa

eee-live pisze...

Dobra przyznam się bez bicia. Ja napewno nie nadaję się na żonę marynarza. Jak byłam w szpitalu raptem 5 dni to mnie jasna trafiała, bo tak jakbym tęskniłam.

A co do rozmiaru stanika to cóż i tak się nieraz zdarza ;) Chociaż jak ktoś ma troszkę pomyślunku to i szafy przeszuka a rozmiar się dowie ;)))

Zadora pisze...

@K
no tak, facet poza domem przez większość roku, stęskniony do domu jedzie a żona na wakacje go wywozi! Toż on nawet nie wie co to dom, bo jest w nim tylko między rejsem i urlopem z żoną. Ta kobieta to właściwie jak postrzega swojego męża? Dostawca?

@E.
Jak kupował staniki w Amsterdamie czy NewYorku to do szafy w Polsce nie miał jak zajrzeć! I kupował rozmiar, który wydawało mu się, że jest prawidłowy. Tak mu się od czegoś zakodowało.;)) I nie chodzi o to, że żonie się rozmiar gwałtownie zmienił przez czas nieobecności męża w domu.

Anonimowy pisze...

No a co Ty, Agregat, myślisz?
Pewnie, że dostawca! ;)
Gdybym decydowała się na męża, to w jakim celu?
Przecież po to, aby sobie ułatwiać życie a nie je komplikować.
Że też mi się żaden wilk morski nie trafił, oj, oj ;)))

konfliktowa

Anonimowy pisze...

Dziś inne instytucje działają na podobnych zasadach.
Mąż, narzeczony jedzie zarabiać do lepszego świata, one zostają w domu. Czekają, przychodzą na świat dzieci.
On( mąż, narzeczony a równocześnie tata)niekoniecznie chce wrócić.Jej może też doskwierała samotność.
Na morzu są inne możliwości niż na lądzie. Samotni ludzie lgną do siebie, rozwalając sobie i innym rodziny, życie, burząc spokój.
Bilans zysków i strat emigracji, dla mnie jest ujemny.
Jeśli zaś chodzi o marynarzy i ich żony to podejmują decyzje świadomie.Wiedzą co ich czeka.
maria

Anonimowy pisze...

Swoja drogą, dziwne że facet się nie buntuje? Może to działa na zasadzie takiej,że ona chce mu sprawić przyjemność( wie że lubi podróżować, ona nie), a on też chce jej sprawić przyjemność( ma dosyć podróży, ale dla niej się poświęci).
Pod koniec życia może przestaną się poświęcać i wreszcie okaże się, że starczyło werbalizować własne potrzeby:)
maria

Anonimowy pisze...

Mogę tylko podziwiać postawę Twojej koleżanki,Konfliktowa.Jest dla mnie nie do pojęcia
Właściwie, to co oni mają sobie do powiedzenia?
FACET DWA RAZY W ROKU?
Nie do przyjęcia.
Pomijając sprawy cielesne( też istotne), to ma być całe bycie razem?
A wspólne spacery, śniadania, kolacje, kłótnie, wzbogacanie się osobowościami, wiedzą?
Wspólne milczenie na lub bez tematu? Różnice zdań, docieranie się, wspólne wychowywanie potomstwa?
Zależy co kto lubi
maria

Anonimowy pisze...

A Konfliktową jak zwykle żarty się trzymają
Już widzę te czerwone zapłakane oczy i usychanie z tęsknoty przy takim mężu
Co, nie mam racji?
No pokaż troszkę miękkiego brzuszka, gieroju:)
maria

eee-live pisze...

Greg no ja rozumiem że nie miał jak zajrzeć do szafy i kupował na oko ;)
Zawsze można kupować tak jak kiedyś mój mąż, jak jeszcze nie znał rozmiaru :) Poszedł do sklepu i powiedział taka chuda jak ta Pani (tu wskazał na praktykantkę) i mniej więcej takie duże (i tu wziął jakiś szal co to był na ladzie i go zgniótł). Metoda dziwna ale za to pani w sklepie go zapamiętała i teraz mnie też pamięta jak idę to już wie czego szukać ;)))

Anonimowy pisze...

Mario, moja koleżanka jest mężatką prawie trzydzieści lat.
Taki związek jej odpowiada.
Bywało, że wyruszała z mężem w dalekie strony
(nauczycielk geografii), ale było to ryzykowne, bo rzadko kiedy udawało się jej zdążyć z powrotem na 1 września.
Teraz błogosławi internet.

No i taki mąż nigdy nie spowszednieje. To już moja opinia.

konfliktowa

Zadora pisze...

kobiety to naprawdę mają świetny PR a przy tym robią tak skutecznie czarny PR facetom. I wcele nie dotyczy to tylko żon marynarzy.
Bo jeśli faceta postrzega się i traktuje jak dostawcę to skąd te powszechne żale na: niewdzięczność samczą, na to że wykorzystał i porzucił, że faceci tylko o jednym myślą itd. A co ma sobie myśleć dostawca? I układ jeśli jest handlowy to niech taki będzie. Każda umowa handlowa zakłada równe krzyści obu stron biorących udział w umowie. Inaczej nie jest to umowa handlowa. Dostawca nie dostarczy jeśli druga strona nie wywiąże się z umowy i tyle. I nawet stałe kontrakty o współpracy zawsze mają klauzule w jakim trybie i terminie każda ze stron ma prawo wycofać się z kontraktu, klauzule o karach umownych itd.
Może jednak warto facetów postrzegać inaczej niż milkmana co to można mleko z niego doić dopóki serwatka nie poleci, dostawcę usług w ramach nieodpłatnej umowy użyczenia lub chodzący portfel i kartę kredytową jednocześnie? :D
@M
Na morzu są inne możliwości niż na lądzie? Mario wymień choć jedną, którą znasz a nie opartą na schematycznym myśleniu o marynarzach. To nie są statki turystyczne, gdzie stewardzi podają pod nos pieczone gołąbki, gdzie turystów wymieszane jest po równo wg płci i zajmują się wyłącznie przyjemnościami. To zakład pracy, wyizolowany, ciasny, głośny, niebezpieczny, bez możliwości opuszczenia, który w porcie stoi tylko tyle ile potrzeba na za/wyładunek i załoga też przy tym pracuje a nie włóczy się wyłącznie po knajpach w pogoni za tanią wódą i dziwkami. Marynarskie opowieści to sobie można opowiadać bo o czym gadać innym? O 5 m2 kajuty? O zapieprzu, nudzie, tęsknocie, samotności, strachu o życie w sztormach czy na wodach gdzie grasują piraci? Praca marynarza to jedna z cięższych i wymagających poświęcenia większości swojego życia dola.
Można dla porównania zamknąć się we własnym biurze z dostępem do toalety na 2 tygodnie, niech przynoszą pod drzwi żarcie i tyle. Kto wytrzyma?

Anonimowy pisze...

Krótko ujmując, nie mam pojęcia o pracy marynarza.
Wiem na pewno, że nie chciałabym takiego męża ani dla siebie, ani dla swojej latorośli.
Potrzebuję bycia razem.
Nie chciałam nikogo urazić. To mój punkt widzenia.
Tak myślę, ,ze ta wierna kobieta też ma trudne życie, choć nie naraża się w czasie sztormów. Pewnie jest równie samotna.
Nie ma co się licytować.
Proponuję szukać punktów wspólnych:)
maria

Blog Widget by LinkWithin