piątek, 17 kwietnia 2009

"warsiawskie klymaty"

Nikon się naprawiał, w międzyczasie z osobistym bratem wciągnęliśmy zalatujące malizną lody Grycana w Galerii Mokotów i po drodze komórką "zdjęliśmy" fragment warsiawskiej poezji słowa i obrazu. Był kiedyś cykl - prawda czasu, prawda ekranu. I tak już chyba zostało. I co gorsza, odwrotnie niż z kawiorem u Laskowika, nikomu najwidoczniej to nie przeszkadza. Dany dźwig jest do niczego, Jasiu, wężykiem, wężykiem. Fotka zrobiona w kwietniu a na komunikacie o awarii nalepki z datą o imprezie styczniowej. To się dopiero nazywa chwilowo nieczynna winda! Dlatego w centrum H. Mokotów nie widać inwalidów z wadliwymi systemami przeniesienia napędu. Dobrze, że mój osobisty brat ma wadliwą rączkę a nie nóżkę.
Przy okazji przekonałem się, że nadal niestety windy osobowe nazywa się dźwigami, żeby przewożone osoby nie miały wątpliwości, że są towarem i przedmiotem a nie podmiotem usługi (lub jej braku).
Istnieje nie tylko złośliwość przedmiotów martwych ale rozciąga się to na literacką formułę jedności miejsca, czasu i akcji. Jak jest mało czasu i wymagana jest szybka akcja to miejsce akcji jest zwykle na drugim końcu miasta. Wjeżdzam do W-wy od strony Gdańska, osobisty brat mieszka na żolibożu, interes służbowy miałem na Woli ale jak prywata to w godzinach szczytu na Mokotowie, dokładnie po przeciwnej stronie miasta. No ale jak tu żyć bez Nikona? A że papierologię trzeba zrobić na spotkanie o 8 rano w Gdańsku dnia następnego, to trzeba poganiać swoje konie mechaniczne i siedzieć do 4 nad ranem, jak chce się mieć naprawiony aparat fotograficzny od ręki!

3 komentarze:

abnegat.ltd pisze...

Ona nieczynna, ta budka. Nawet napis był - ale jakiś lobuz zdjął...

Anonimowy pisze...

Dobrze, że jesteś:)
buźka
maria

Anonimowy pisze...

No to jak już zdegustujesz tą kawe to daj znac, czy festiwal ma prawo naywać siebie w ogóle festiwalem.
Taka jedna

Blog Widget by LinkWithin