poniedziałek, 19 maja 2008

Polska to piękny kraj...zakazów.

Jakże powszechne są one w naszym życiu. Tak często to co gdzie indziej jest kwestią dobrych obyczajów, do czego tzw. porządni ludzie się stosują, bo chcą tak się zachowywać, w Polsce jest kwestią zakazu lub nakazu i teoretycznie wszyscy musimy się do tego zastosować. Ale zawsze znajdą się jacyś równiejsi, których to nie obowiązuje. Postrzegamy ich jako grupy uprzywilejowane i być może podświadomie aspirujemy, żeby do tych grup dołączyć. Znamy naszą powszechną skłonność do łamania zakazów. Ponoć tylko zakazany owoc smakuje naprawdę i do tego nie tuczy.
Jeśli się dobrze zastanowić to zakazy i nakazy są nieodłączną częścią polskiej mentalności i chyba nie potrafilibyśmy się bez nich obejść. Z jednej strony bardzo chętnie się nimi posługujemy, nawet w odniesieniu do nas samych a z drugiej poczucie niezależności i wolności daje nam ich łamanie. To widać nawet w warstwie językowej. Nasze ulubione słowo "muszę" we wszelkich odmianach, można usłyszeć niemal wszędzie , a "chcę" pozostaje prawie zapomniane, chyba że objawia się przy postawie życzeniowej.
Jak często w relacjach np. rodzinnych zmuszamy się wzajemnie do zachowań, które tak naprawdę są kwestią "chcenia". Dzieci muszą słuchać starych, żona musi zrobić obiad, facet musi być twardy, odpowiedzialny, wszyscy musimy się odchudzić, wszyscy musimy iść do pracy itd., można mnożyć. W życiu publicznym dobrym przykładem jest nadmierne stosowanie ograniczeń prędkości na drodze (po co poprawić drogę jeśli można zakazać i po sprawie), lub łamanie zakazu parkowania na miejscach dla inwalidów (a to przecież taki prosty, dobry obyczaj). Dlaczego nie jest to kwestia, w której posłużymy się słowem wytrychem - "chcę" lub "nie chcę"?
No tak, mówiąc chcę biorę odpowiedzialność na siebie podczas gdy muszę, umywam ręce.
Dobym przykładem są nasze wyciągi narciarskie. Przy każdym przy dolnej stacji i co kawałek na słupie znajdziecie tablice zakazujące pewnych zachowań (zakaz podjeżdzania bez kolejki, wychylania się z krzesełka czy jazdy zygzakiem na orczyku). Tymczasem na stokach np. Dolomitów wiszą podobne tablice dotyczące identycznych kwesti, ale tam po prostu prosi się, żeby tak się nie zachowywać. I co? U nas zdecydowanie więcej pacanów rżnie głupa na wyciągach niż na tamtejszych trasach. Może narciarze z całej Europy, którzy przyjeżdzają w Dolomity, chcą zachowywać się OK a my olewamy zakazy na naszych trasach z założenia, bo kto przejmowałby się zakazami jeśli nie ma nas jak ukarać za ich łamanie?
I tak dołączyłem do naszego kolejnego polskiego nurtu - powszechnego narzekactwa. Muszę, tfu nie chcę narzekać już więcej.
Co do limitu prędkości i jego przekraczania. W głowie dzwięczy mi cytat z filmu "Konwój" - "Nie jest w Piśmie napisane, że nie będziesz dociskał gazu do dechy". A więc jednak jestem Polakiem, nie muszę patrzeć do paszportu. Pozdrawiam pana Leszka.

2 komentarze:

abnegat.ltd pisze...

Ha- dodaj do tego kolejke dla uprzywilejowanych na kazdym wyciagu. Cos od czego mozna dostac zajadow.

W Polsce mozna spotkac jeszcze jedno ciekawe zjawisko - kolejka dla uprzywilejowanych i bramka dla uprzywilejowanych do kolejki poza kolejka dla uprzywilejowanych ;D

Od razu biore d. w troki i ide tam gdzie jak place - to zem Pan.

Zadora pisze...

A ciekawe jak wypada porównanie obyczajów w tym względzie z miejscem Twojego rozproszenia?

Blog Widget by LinkWithin