poniedziałek, 2 marca 2009

Karuzela co niedziela.

W życiu jak w piosence - "Karuzela, karuzela, na Bielanach co niedziela".
Lud bogobojny dzień święty święci. A jakże, zgodnie z naukami.
Kościół, rodzina, przyjaciele, bracia więksi i mniejsi, radość i miłość.
Wystarczy namiastka wiosennego słońca w lutym i już to czują, już ich ciągnie.
Najpierw kościółek koniecznie z rana, z rodziną, żeby reszta dnia została do innych celów.
Wymodleni, rozgrzeszeni zajmują się socjalizacją w swojej grupie społecznej i poprawą wizerunku ściśle związanego ze statusem społecznym.
_
Merca można z garażu wystawić, wypucować, niech sąsiady widzą. A w głębi pustego chwilowo, ciemnego garażu rozgrzać krew w zmarzniętym ciele czymś procentowym do zasobności kieszeni przystającym.
Z pieskiem trzeba wyskoczyć na długi spacer, na jaki w tygodniu nie może piesek liczyć. Albo zakupy jakieś zrobić. W najgorszym przypadku po prostu spacer sobie zafundować.
A to wszystko dokąd? Tam gdzie i inni im podobni oddają się gromadzeniu powodów do spowiedzi przed mszą w kolejną niedzielę.
Są też tacy, którym koło niedzielnego południa sobota się jeszcze nie skończyła. Dla nich dopiero czas snu nadchodzi. Rano zbudzą się i ze zdziwieniem stwierdzą, że ten luty to nie bez kozery jest krótszy, bo im nie wiadomo jak w tym tygodniu znikła niedziela i zamiast odpocząć i rodzinnie się udzielać, znowu do roboty muszą gnać od rana.
A może to inne wyznania są, innej wiary ludzie, nie żeby zaraz małej wiary ale po prostu innej?
Mają dzień święty w innym dniu albo dzień święty obchodzą wg. własnych rytuałów?

Karuzela co niedziela!

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Chyba jestem zbyt grzecznym człowiekiem małej wiary i się nie mogę nigdzie wpasować. ;P

Zadora pisze...

Dotty, jak sią cieszę widząc Cię ponownie. :)) OK now?
Ty jesteś bardzo małej wiary człowiekiem, prawie tak małej jak ja.

Anonimowy pisze...

Jak dla mnie nał is wery ołkej, a teraz tylko przekonać innych, że tak już zostanie i może być tylko lepiej. ;)

eee-live pisze...

Greg znowu treść Twego wpisu zmusiła mnie do myślenia. A i tak nic mądrego nie wymyśliłam :( Nigdzie nie mogę się wpasować. Dla mnie niedziela to dzień w którym odpoczywam po bardziej lub mniej męczącym tygodniu :) pod warunkiem że nie jestem w szkole.

Zadora pisze...

eee-live
nie ma obowiązku wpasowania się. Trzeba sobą być, a za stadem iść tylko wtedy gdy sami tego chcemy a nie dlatego, że inni tak robią.
A płynna wisienka pod płotem budowy to już całkiem dla mnie odpada.
dotty
nał is wery gut! :D super (po austriacku zupaa!)

eee-live pisze...

Greg no dla mnie też wisienka nie jest szczytem marzeń :)

Anonimowy pisze...

Ech, Agregat, od razu widać, że tylko teoretyzujesz.
Natychmiast wyłowiłam błąd rzeczowy.
Merca to się już przed kościołem z garażu wyprowadza ;P

konfliktowa

Zadora pisze...

Pewnie, że teoretyzuję: Merca nie mam, garażu zresztą też, koścół jako pozycja w moim rozkładzie jazdy nie istnieje i nigdy nie istniał. I krew do krążenia pobudzam kawą w miłym miejscu a nie "wisienką" pod płotem budowy (choćby to był plac budowy hotelu Hilton nawet). ;P

Blog Widget by LinkWithin