poniedziałek, 13 października 2008

Tato



Wczoraj mieliśmy dobry dzień. Próba silnika w jachcie. Bo mój tato od początku lat 70-tych buduje kolejne jachty, na których spędzaliśmy wakacje i wolne dni. Dzięki niemu zaczęła się nasza przygoda z żeglowaniem. Tacy szuwarowo-błotni żeglarze ale co tam. Frajda i tak wielka.
Ostatni jacht taty jest na ukończeniu. Mordował się cały sezon ze szczelnością kadłuba, ze wstawieniem i uruchomieniem silnika.
Po raz pierwszy będzie silnik na stałe w kadłubie. Do tej pory mieliśmy przyczepne. Ten silnik pamięta jeszcze rejsy kpt. Krystyny Listkiewicz (nie ten wokoło świata), bo był na wyposażeniu, któregoś z jej jachtów. Tato go kupił w stanie złomowym, wyremontował i teraz czas na jego drugą młodość.
Poszło nieźle, choć mieliśmy trochę problemów. Ale będzie hulał. Łódka idzie na nim bardzo neutralnie, można ster puścić i trzyma kurs. Mocne drgania i głośno. Coś na to da się poradzić.
W kabinie wędzarnia bo coś kapało na rurę wydechową. Ale pierwsze koty za płoty.
Po raz pierwszy na jachcie pachnie jak w prawdziwym statku. Taki trochę zapach siłowni z lekkim odcieniem oleju. Kto był na statkach, schodził do ich wnętrza, na zawsze ten zapach zapamięta.
Tato był zadowolony z wczorajszego dnia.
Nie miał łatwo w życiu. Jako dziecko przyjżał się Syberii. Z bardzo bliska się przyjżał. Ledwo wrócił żywy. Z bratem Leszkiem. Ich mama Ewelina tam umarła z wycieńczenia i głodu. Ojca Kazika ruscy ubili, lista Katyńska - pisałem o tym wcześniej w poście z 17. września.
Nie miał nic. Ani rodziny, ani korzeni. Tylko brata 2 lata starszego. Sam wszystko osiągnął.
Do Gdańska przyjechał na studia i został. Dobrze dla mnie bo bardzo lubię tu mieszkać. To moje miejsce. Mieszkałem w różnych miejscach i wtedy czułem, że tylko w Gdańsku naprawdę byłem u siebie.
Mój Maciek ma w nim dobry przykład. Mawia sobie jak ma problem - "jeśli dziadek, za komuny, własnymi rękami 5 jachtów zbudował, to ja mam sobie z taką pierdołą nie poradzić?!".
Ma rację chłopak.
Dziadek jest wymiatacz! Ma ponad 70-tkę i dalej wymiata.
Ma na imię Jan - po swoim dziadku.
Jeszcze lepszy przykład do naśladowania.

5 komentarzy:

Piotr Idem pisze...

Piękna życiowa pasja.

Anonimowy pisze...

Gratuluję takiego taty i takich korzeni.Zazdroszczę Ci,że masz tatę,bo ja już nie mam, a mój tez był fajny.

eee-live pisze...

Agregat jestem jak obiecałam :) Podziwiam Twojego tatę, człowiek z pasją :)

Anonimowy pisze...

Wzruszający tekst :)
I optymistyczny jednocześnie.
Wszyscy jesteście sobie nawzajem potrzebni. Piękny stan. Niech trwa!

konfliktowa

Zadora pisze...

Dziękuję Wam wszystkim, że chcieliście poznać mojego tatę.
Fajnie eee-live, że dołączyłaś.
Elu wujek był fajny człowiek Ciocia Lodzia też w porzo. Dlatego Ty taką sympatychną osobą jesteś.

Blog Widget by LinkWithin