czwartek, 20 listopada 2008

Sangria

Sangria to ekstrakt smaku soczystych owoców rozgrzanych słońcem Hiszpanii. To tani i powszechnie dostępny w Hiszpanii antydepresant, który czasem pozwala się przenieść w świat filmu.
Mężczyzna z fotografii ganiał się z drugim mężczyzną po jednym z centralnych placów Barcelony. Chowali się za palmy, strzelali do siebie z palca wznosząc przy tym okrzyki rodem z westernów. Za garść dolarów wydanych na 2 butelki Sangrii przenieśli się wraz z Clintem Eastwoodem na niedaleką włoską pustynię gdzie był kręcony ten film. Każdy z nich odgrywał "postać głównego bohatera: niezniszczalnego, cynicznego, amoralnego, o niejasnej przeszłości, mimo to budzącego sympatię widzów".
A przy tym ma to swoje odniesienia: "Człowiek Bez Imienia przyjeżdża i odjeżdża z miasteczka na mule, uczta u braci Rojo stylizowana jest na "Ostatnią Wieczerzę" Leonarda Da Vinci, główny bohater po torturach "otrzymuje" stygmaty, następnie praktycznie martwy przez 3 dni więziony jest przez gang Ramona, po ucieczce przebywa w kopalni-jaskini, którą opuszcza niczym biblijny Łazarz... "
I tyle sobie można sprawić duchowych uniesień za garść dolarów wydanych na Sangrię!
I w czym tutaj może przeszkadzać brak butów z ostrogami, kapelusza z szerokim rondem i palec zastępujący lufę colta? Co z tego, że szerokie siodło na grzbiecie rączego wierzchowca zastępuje błotnik śmieciarki opróżniającej kosze na placu?
Gdyby jeszcze mogli wiedzieć, że "Za garść dolarów" to wierna kopia "Straży przybocznej" Akiro Kurosawy (kto nie wierzy niech obejrzy oba filmy jeden po drugim - scenariusz co do sceny zerżnięty od Akiry). Wtedy barceloński plac przeszyłby świst samurajskich mieczy i gardłowe okrzyki walczących wojowników. A jak malowniczo sika krew (koloru Sangrii) po cięciu samurajskim mieczem w porównaniu do postrzału z colta. Zrobiłoby się jeszcze bardziej filmowo.
Całości dopełnia tworząc pętlę informacja, że film Kurosawy z kolei był hołdem dla... Johna Forda i jego westernów!
Wychodzi na to, że Sangria ma ścisły związek z filmem samurajskim. Czy ja coś piłem, zanim zacząłem to pisać? Nooo...nie pamiętam ;))

7 komentarzy:

carolinna pisze...

Jako grzaniec z kawałkami świeżych owoców , leczy utratę głosu , spowodowaną po kąpieli w lodowatej wodzie.
(Costa Brava- na rozgrzanym piasku nie można było stanąć, a woda... przy brzegu były jakieś lodowate prądy :) Ciepłe morze he, he )

abnegat.ltd pisze...

Moze lepiej ze nie wiedza o tych konotacjach... Bo bron palna w postaci palca mniej szkod robi niz katana w postaci sztachety ;)

A sangrie wysmienicie robil moj przyjaciel, wykorzystujac do tego wino markowe Bazyl (10 szt.), kilka kilogramow cytrusow, kilogram cuktu i pol litra spirytusu.

...azzzzzz mnie zatrzesssssslooo...

Zadora pisze...

Jeśli wino Bazyl to współczesna wersja wina pisanego patykiem to lanie do niego spirytusu jest jak badanie ...zawartości cukru w cukrze. Podono już nik nie robi tradycyjnej siary z jabłek. Tylko kupują najtańszy spirt spożywczy, ustalają moc przez rozcieńczanie i dodają chemię smakowo, zapachowo (fuj!), koloryzującą. lekarze od Gumisiów pewnie coś o tym wiedzą bo ponoć to jest znacznie gorsze "dla zdrowotności" niż tradycyjna formuła z pozostałościami związków siarki.
Ale jak już piszecie o grzańcu a ja o Sangrii to przypomniały mi się gruszki w czerwonym winie. ja to robię w grzańcu i cholera ten zapach w całym domu itd...no rozmarzyłem się! :))
AB - ten gość na zdjęciu ma szczery uśmiech i radość jego jest naturalna. O takiego kogoś Ci chodziło? ;)

eee-live pisze...

Jak niewiele ludziom potrzeba do szczęścia :)

Ale mi narobiliście smaku na grzańca :)

abnegat.ltd pisze...

To byla Sangria Goracy.

Wino Bazyl bylo naturalnym wyskokowym wysokosiarkowym produktem alkoholowym na wytlokach z owocow mieszanych. Mimo iz byla to malmazja, w dalszym ciagu potrzebowala duzo cukru zeby zabic ozywczy, cierpko-kwasny smak. Owoce, gozdziki, kilo cukru, godzina gotowania (wszyscy na imprezie byli nietrzezwi od wyziewow), nastepnie napoj sie schladzalo do temperatoury idealnej do spozycia, dolewalo sie spirytus, wlewalo w kubeczki i pilo. Jeden. Czasem dwa. No, gora cy.

Anonimowy pisze...

Hmm... to ja mam jakieś plebejskie upodobania. Wyhodowane pewnie na studiach w Moskwie ;) Czysta i ogórki.
Całe szczęście, że klimat mnie nieco rozgrzesza. Zwłaszcza te 30-stopniowe mrozy, które chwytały już z początkiem listopada.

konfliktowa

Zadora pisze...

Przy 30 st. mrozie to nawet po wódce i ogóreczku, na bosaka nie pobiegasz, z palca nie postrzelasz a palmy, żeby się schować nie znajdziesz. Chyba, że w moskwie mają jakąś wypasioną Palmiarnię. Na pewno mają, oni tam wszystko mają a...nawet więcej!

Blog Widget by LinkWithin