Zawilec japoński kwitnie piękną kępą długo, aż pierwsze mrozy zważą kwiaty. Jak się ociepli potrafi znowu zakwitnąć choć na chwilę. To na temat kolorów jesieni.
Generalnie natura dobrze to sobie wymyśliła. W każdym momencie energia idzie tam, gdzie najbardziej jest potrzebna. Najpierw korzeń i roślina pracują na kwiat, żeby później, już znacznie mniej widowiskowo kwiat wydał owoc i popracował na resztę rośliny.
Tzw. dzikie plemiona też tak żyją. Tam każdy pełni rolę do której z racji wieku i predyspozycji najbardziej się nadaje. Z wiekiem role się zmieniają. Z pożytkiem dla plemienia.
Tylko my w tzw. cywilizacji wywróciliśmy tę kolej rzeczy do góry nogami. A później mawiamy - "żeby młodość umiała, a starość mogła"!
Paradoksalnie, cywilizacja techniczna daje nam szansę powrotu do natury rzeczy.
Bo jeśli maszyny, automaty przejmą z nas wszystkie prace wymagające mięśni, to zostanie nam to do czego mamy najlepsze wyposażenie, praca mózgiem. Tylko trzeba wtedy odwrócić ponownie kolejność na wzór natury.
Zaczynalibyśmy tak jak teraz, od szkoły. Ale zaraz po niej dobra emerytura do np. 30-tki. Na emeryturę młodych niech pracują ich rodzice i dziadkowie. Koło 30-tki czas zacząć pracować i odkładać na emeryturę swoich dzieci.
Same korzyści:
Młodzi mieliby czas, środki i zdrowie na to co i tak chcą wyłącznie robić teraz ale nie mają kiedy. Aby nie stracić prawa do emerytury i zabawy większość nie myślałaby o dzieciach aż do wieku po emerytalnego. Do wiedzy teoretycznej wyniesionej ze szkoły doszłaby dojrzałość i wiedza praktyczna o świecie i mechanizmach jego działania, którą nabędą w trakcie zabawy wieku emerytalnego. Koło 30-tki podejmując pracę nadal młodzi, mieliby znacznie wyższe kwalifikacje i predyspozycje by jej podołać. Wtedy też byłby czas na planowane i świadomie poczęte potomstwo. Gwarancja rozwiązania problemu przeludnienia. Najlepsze geny w natarciu!
Starsi i starzy nie odchodziliby z wiekiem na boczny tor w poczuciu braku dalszej przydatności. Ich wiedza byłaby cenna. Nie czuliby się niepotrzebni. Od ich mądrości i pracy zależałby los ich dzieci i wnuków. Gorsza, krótsza praca, gorszy los dzieci - naturalna selekcja. Efekt możliwy w drodze ewolucji - wydłużanie czasu życia i sprawności umysłowej ludzi.
Proces starzejącego się społeczeństwa byłby ze wszech miar oczekiwany i cenny a nie jak teraz gdy jest dla nas realnym zagrożeniem.
Generalnie natura dobrze to sobie wymyśliła. W każdym momencie energia idzie tam, gdzie najbardziej jest potrzebna. Najpierw korzeń i roślina pracują na kwiat, żeby później, już znacznie mniej widowiskowo kwiat wydał owoc i popracował na resztę rośliny.
Tzw. dzikie plemiona też tak żyją. Tam każdy pełni rolę do której z racji wieku i predyspozycji najbardziej się nadaje. Z wiekiem role się zmieniają. Z pożytkiem dla plemienia.
Tylko my w tzw. cywilizacji wywróciliśmy tę kolej rzeczy do góry nogami. A później mawiamy - "żeby młodość umiała, a starość mogła"!
Paradoksalnie, cywilizacja techniczna daje nam szansę powrotu do natury rzeczy.
Bo jeśli maszyny, automaty przejmą z nas wszystkie prace wymagające mięśni, to zostanie nam to do czego mamy najlepsze wyposażenie, praca mózgiem. Tylko trzeba wtedy odwrócić ponownie kolejność na wzór natury.
Zaczynalibyśmy tak jak teraz, od szkoły. Ale zaraz po niej dobra emerytura do np. 30-tki. Na emeryturę młodych niech pracują ich rodzice i dziadkowie. Koło 30-tki czas zacząć pracować i odkładać na emeryturę swoich dzieci.
Same korzyści:
Młodzi mieliby czas, środki i zdrowie na to co i tak chcą wyłącznie robić teraz ale nie mają kiedy. Aby nie stracić prawa do emerytury i zabawy większość nie myślałaby o dzieciach aż do wieku po emerytalnego. Do wiedzy teoretycznej wyniesionej ze szkoły doszłaby dojrzałość i wiedza praktyczna o świecie i mechanizmach jego działania, którą nabędą w trakcie zabawy wieku emerytalnego. Koło 30-tki podejmując pracę nadal młodzi, mieliby znacznie wyższe kwalifikacje i predyspozycje by jej podołać. Wtedy też byłby czas na planowane i świadomie poczęte potomstwo. Gwarancja rozwiązania problemu przeludnienia. Najlepsze geny w natarciu!
Starsi i starzy nie odchodziliby z wiekiem na boczny tor w poczuciu braku dalszej przydatności. Ich wiedza byłaby cenna. Nie czuliby się niepotrzebni. Od ich mądrości i pracy zależałby los ich dzieci i wnuków. Gorsza, krótsza praca, gorszy los dzieci - naturalna selekcja. Efekt możliwy w drodze ewolucji - wydłużanie czasu życia i sprawności umysłowej ludzi.
Proces starzejącego się społeczeństwa byłby ze wszech miar oczekiwany i cenny a nie jak teraz gdy jest dla nas realnym zagrożeniem.
Trzeba tylko zmienić czas wieku emerytalnego. I żadnej możliwości opóźnienia utraty praw emerytalnych w zgodzie z kartą zasłużonego balangowicza!
Wtedy byśmy zmienili powiedzenie na stanowcze twierdzenie - "młodzi mogli, a starzy umieli".
Prowokacja, utopia czy SF?. Jak chcecie. Mnie ta wizja bawi.
Wtedy byśmy zmienili powiedzenie na stanowcze twierdzenie - "młodzi mogli, a starzy umieli".
Prowokacja, utopia czy SF?. Jak chcecie. Mnie ta wizja bawi.
4 komentarze:
Czasem myślę, że chciałabym być znów dzieckiem...
Obce były mi wtedy zmartwienia.
konfliktowa
A strachy dzieciństwa? Smoki, Baby Jagi, Królowa śniegu, Pinokio...stop, trochę za daleko. Dziećmi dalej jesteśmy, za to zmartwienia oswojone, nie wystraszą znienacka, co najwyżej sen odbiorą. A na co komu sen?
śnić się da i na jawie
Ty dzieckiem chcesz być, a gdzie indziej piszesz, że dzieci okrutne są. Ja tego okrócieństwa u Ciebie nie widzę, znaczy brak kwalifikacji!
Prześlij komentarz